Stanowisko Didiera Reyndersa, który wielokrotnie atakował nasz kraj, zarzucając Polsce m.in. łamanie praworządności, było odzwierciedleniem stanowiska całego unijnego mainstreamu, który życzył sobie obalenia poprzedniego rządu w Polsce, a pod jakim pretekstem, to już nie miało większego znaczenia. Z kolei krytyka powołania komisji ds. badania rosyjskich wpływów i jej prac jest wyraźną poszlaką, mówiącą o tym, że polityk ten musi mieć jakieś związki z Rosją – wskazuje w rozmowie z portalem Niezależna.pl prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog, były członek Komisji ds. badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022.
Didier Reynders, unijny komisarz, który przez lata rządów PiS ingerował w polską politykę wewnętrzną, krytykując m.in. organizację wyborów, organizację Sądu Najwyższego, komisję ds. badania wpływów rosyjskich, teraz sam ma kłopoty z prawem. We wtorek policja belgijska dokonała przeszukań w szeregu lokali związanych z Reyndersem, a on sam było długo przesłuchiwany. Zachodzi podejrzenie prania pieniędzy.
Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę
Chodzi o organizację National Lottery, na czele której stał w przeszłości. Przez blisko dekadę Reynders miał za pieniądze niejasnego pochodzenia kupować losy loteryjne, a potem zyski - już przeprane - przelewać na swoje konto.
Portal ftm.eu podaje, że przeszukań dokonano m.in. w prywatnych mieszkaniach Didiera Reyndersa, a eks-komisarz był przesłuchiwany do późnych godzin wieczornych we wtorek. Śledczy z działaniami czekali, że wygaśnie komisarski mandat Reyndersa, a to stało się w niedzielę.
W czerwcu 2023 r. Reynders otwarcie krytykował powołanie przez polskie władze komisji ds. badania rosyjskich wpływów, na której czele stanął potem prof. Sławomir Cenckiewicz.
"Dziś rozpoczęliśmy działania prawne przeciwko Polsce w związku z nowym prawem, tworzącym specjalną komisję ds. badania rosyjskich wpływów. To prawo budzi obawy dotyczące praworządności, dlatego że może być wykorzystane do wpływania na możliwość ubiegania poszczególnych osób o urzędy publiczne, bez uczciwego procesu" – pisał latem ub.r. Reynders.
O komentarz do sprawy Reyndersa portal Niezależna.pl poprosił prof. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, politologa z Uniwersytetu Łódzkiego, byłego członka Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007–2022.
Zjawisko korupcji i machinacji finansowych w strukturach unijnych jest znane od dawna. Warto przypomnieć sprawę Komisji Jacques’a Santera, która rozpoczęła działalność 23 stycznia 1995 roku, a zakończyła 15 marca 1999 roku właśnie po skandalu korupcyjnym. Zatem to nic nowego.
Rosyjska penetracja europejskich elit jest niepodważalna. Sztandarowym przykładem jest Gerhard Schröder jako kanclerz Niemiec. Mieliśmy też dwóch kanclerzy Austrii, premierów Szwecji i Finlandii czy szefową austriackiego MSZ Karin Kneissl, która tańczyła na weselu z Putinem. Nie ma wątpliwości, że penetracja rosyjskich służb w krajach członkowskich i samych władzach UE jest daleko posunięta.
Z kolei krytyka powołania komisji ds. badania rosyjskich wpływów i jej prac jest wyraźną poszlaką, mówiącą o tym, że polityk ten musi mieć jakieś związki z Rosją. Trudno znaleźć inny powód, dla którego miałby sprzeciwiać się przyjmowaniu procedur dotyczących zwalczania tychże związków. A ponieważ jednym z najistotniejszych elementów rosyjskich wpływów na Zachodzie jest korumpowanie polityków, to wszystko spina się w jedną całość.
Niewykluczone, że w tej sprawie pojawią się kolejne nazwiska.
Trudno przypuszczać, że jeżeli Rosjanie uchwycili jakiś przyczółek, to ograniczyli się tylko do jednej osoby.