- To kwestia odwagi moralnej - twierdzi kanclerz Niemiec Olaf Scholz, zwracając się do zwykłych obywateli Niemiec o ochronę Żydów w obliczu incydentów o charakterze antysemickim. Polityk zapewniał, że ma zaufanie w tej kwestii do policji i wymiaru sprawiedliwości, a niemieckie prawo jasno określa, które czyny są zabronione. Problem polega na tym, że najwyraźniej służby nie radzą sobie ze skalą zdarzeń.
Państwo chroni instytucje żydowskie – przypomniał kanclerz. „Nie będziemy akceptować antysemityzmu. Mamy przejrzyście jasne prawo: palenie izraelskich flag jest przestępstwem. Świętowanie śmierci niewinnych ludzi jest zbrodnią. Wykrzykiwanie haseł antysemickich jest przestępstwem” – podkreślił Scholz, przypominając, że organy ścigania mają obowiązek karania takich naruszeń.
„Musimy walczyć z antysemityzmem - bezwarunkowo”
Warto przy tym przypomnieć, że mimo działań służb aktów antysemityzmu w kraju jest coraz więcej. Pod koniec października niemieckie media informowały o ataku na synagogę i żydowski szpital. Ponadto na domach zamieszkanych przez Żydów sprawcy rysują gwiazdę Dawida.
Doszło również do tego, iż sami stołeczni mundurowi oznajmili, że nie będą w stanie wystarczająco ochronić wydarzenia "Nie ma miejsca dla Hamasu - Berlin przeciwko antysemityzmowi". Proizraelski marsz został odwołany. - Fakt, że 90 lat po 1933 roku nie można demonstrować na rzecz Żydów w stolicy Niemiec, jest niewiarygodny – ocenił organizator po rozmowach ze służbami.