W 1990 roku Republika Federalna robiła wszystko, aby nie poruszać kwestii zaległych żądań Polski, Grecji i wielu innych okupowanych przez Niemcy krajów mówi gazecie "Maerkische Oderzeitung" historyk i dziennikarz Felix Ackermann w rozmowie poświęconej reparacjom od Niemiec za II wojnę światową, których domaga się Polska. W jego ocenie, Jarosław Kaczyński zaskoczył Niemców, którzy byli przyzwyczajeni do... uległości.
"Powód, dla którego Polska może w ogóle stawiać te żądania, został stworzony przez Niemcy. W następstwie konferencji poczdamskiej w 1945 roku nie doszło do konferencji pokojowej. W trakcie negocjacji dwa plus cztery w 1990 r. celowo nie poruszono kwestii reparacji" - zwraca uwagę historyk.
- Kluczowym elementem niemieckiej argumentacji prawnej jest to, że zamiast konferencji pokojowej doszło do negocjacji "dwa plus cztery" z aliantami. Problem polega na tym, że ważne strony nie zasiadały przy stole. Wśród nich Polska. W 1990 roku istniało tylko krótkie okno możliwości dla Michaiła Gorbaczowa, aby osiągnąć porozumienia w sprawie zjednoczenia Niemiec. Dlatego też Republika Federalna robiła wówczas wszystko, aby nie poruszać kwestii zaległych żądań Polski, Grecji i wielu innych okupowanych przez Niemcy krajów. Polska natomiast była przede wszystkim zainteresowana uregulowaniem w 1990 roku kwestii granicy na gruncie prawa międzynarodowego, którą RFN pozostawiła do tego czasu otwartą
- podkreślił.
Ackermann zwraca uwagę, że "ważnym elementem niemieckiej polityki zagranicznej było niedopuszczenie do konferencji pokojowej. W tym sensie polityka niemiecka zawsze była nacjonalistyczna, ponieważ skutecznie maksymalizowała własne korzyści i minimalizowała koszty".
- Niemcy zainicjowały wypłaty dla ofiar Holokaustu i dla byłych więźniów obozów koncentracyjnych - wśród nich było ponad trzy miliony obywateli polskich. Robotnicy przymusowi z Polski również otrzymali symboliczne kwoty - przypomina historyk.
- Ale na przykład potomkowie tych, którzy zginęli w wielu masowych rozstrzeliwaniach i nieprawdopodobne zniszczenia materialne, na przykład w Warszawie, nigdy nie zostało to uznane za otwarte rachunki, nawet symbolicznie. Gdyby niemieccy decydenci rzeczywiście zdali sobie w pewnym momencie sprawę z pełnego wymiaru niemieckich zbrodni w Polsce, to zastanowiliby się, w jakiej formie uznajemy to jako państwo i społeczeństwo. Wobec Izraela z tej odpowiedzialności wyrosło ważne porozumienie, wobec Polski - nie
- dodał.
Ackermann uważa, że jakość dotychczasowej współpracy między Polską a Niemcami polegała na tym, że strona polska... była skłonna zrezygnować z maksymalnych żądań i podążać za niemiecką argumentacją
- Strona niemiecka nie może sobie poradzić z działaniem Kaczyńskiego, ponieważ jest przyzwyczajona do tego, że partnerzy z Europy Wschodniej grają według jej zasad
- mówi Felix Ackermann.