25-letni Zdaniewicz opuścił Białoruś po tym. gdy jego żona w niedzielę poinformowała, że w związku z krytyką działań władz sportowych swojego kraju została odsunięta od udziału w igrzyskach, a funkcjonariusze próbowali ją zmusić do wylotu na Białoruś przez Stambuł.
Zdaniewicz zapewnił BBC, że na Ukrainie czuje się bezpiecznie. Nie sprecyzował swojego dokładnego miejsca pobytu.
- Decyzję o wyjeździe podjąłem w pół godziny. Nie czułem, by mnie śledzono, spokojnie przekroczyłem granicę, teraz jestem bezpieczny
- powiedział BBC.
Mąż lekkoatletki, który również jest sportowcem, wyjechał na Ukrainę, ponieważ - jak zaznaczył - ma tutaj znajomych. Nie wiadomo, jakie są dalsze plany sportowców. Według niego Warszawa zaprosiła Cimanouską, by występowała za Polskę - podaje BBC.
Zdaniewicz podkreślił, że stan psychiczny jego żony jest "normalny", choć, jak dodał, białoruskie państwowe media piszą o jej "psychicznych problemach".
Pytany o to, czy wraz z Cimanouską popierali protesty na Białorusi, odpowiedział: "Nie interesowaliśmy się polityką i w protestach nie braliśmy udziału".
Mężczyzna zaznaczył, że są wraz z żoną gotowi wrócić na Białoruś, "jeśli nas nie posadzą i nie będzie spraw karnych".
Poinformował, że na Białorusi została matka Cimanouskiej.
Przedstawiciel Białoruskiego Funduszu Sportowej Solidarności Anatol Kotau powiedział BBC, że Cimanouska boi się represji przeciwko swojej rodzinie na Białorusi i "to jest teraz jej największy lęk".
W poniedziałek Kryscina Cimanouska, która dzień wcześniej zgłosiła się na policję na lotnisku i w efekcie nie wyleciała z Tokio, otrzymała w ambasadzie RP polską wizę humanitarną. Polscy dyplomaci zaoferowali jej opiekę i pomoc w podróży do Polski. Jeszcze w niedzielę w Tokio pomocu udzielili jej pracownicy japońskiego MSZ; sprawą zajął się MKOl.