PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Łukaszenka zabrał głos w sprawie Prigożyna. Wyznaczył wagnerowcom zadanie

Według Aleksandra Łukaszenki, Jewgienij Prigożyn, szef Grupy Wagnera, nie przebywa obecnie na Białorusi i nie ma tam też podobno wagnerowców. Dyktator wyraża oczekiwanie, że najemnicy będą pomocni w przypadku "obrony kraju".

Aleksander Łukaszenka
Aleksander Łukaszenka
fot. Tatarstan.ru, CC BY 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=133021874

Niezależny projekt medialny "Białoruski Gajun" poinformował, że dzisiaj w rozmowie z zachodnimi mediami dyktator z Mińska, Aleksander Łukaszenka, przekazał, iż ani Jewgienij Prigożyn, ani bojownicy PKW Wagner nie przebywają na Białorusi.

Przekazał, że wagnerowcy znajdują się obecnie w swoich stałych obozach.

- Nie martwię się faktem, że pewna liczba bojowników będzie tutaj stacjonować. Co więcej, będą tu stacjonować pod pewnymi warunkami. Głównym jest ten, że w potrzebie, by wykorzystać ten oddział w obronie kraju, możemy to zrobić natychmiastowo

- dodał Łukaszenka.

27 czerwca Łukaszenka przekazywał, że Prigożyn przebywa na Białorusi.

W niezależnych mediach pojawiły się zdjęcia oraz ustalenia, że w pobliżu Osipowicz na Białorusi budowany jest obóz, prawdopodobnie dla Grupy Wagnera, który mógłby przyjąć ok. 8000 osób.

Liderka białoruskiej opozycji, Swiatłana Cichanouska, w zamieszczonym na Twitterze wpisie wskazała, odnosząc się do dzisiejszej wypowiedzi Łukaszenki, że "niemożliwe jest rozeznanie prawdy wśród dezinformacji".

- Jedno jest pewne: Białorusini zasługują na wolność, a nie na to, by być pionkami w grze o władzę między tyranami - napisała.

W innym wpisie wskazała, że "nie potrzebujemy Wagnera czy broni nuklearnej do obrony Białorusi".

- Wrogami naszego narodu są Łukaszenka i Putin, nie demokratyczna Europa. Potrzebujemy wolności, suwerenności i poszanowania dla praw człowieka - dodała

24 czerwca najemnicy Grupy Wagnera zajęli sztab rosyjskiej armii w Rostowie nad Donem, a następnie zaczęli posuwać się w kierunku Moskwy. Szef najemników Jewgienij Prigożyn, od dawna skonfliktowany z częścią rosyjskiego establishmentu wojskowego, dowodzącą inwazją na Ukrainę, domagał się "przywrócenia sprawiedliwości" w armii i odsunięcia od władzy ministra obrony Siergieja Szojgu. Tego samego dnia wieczorem Prigożyn ogłosił odwrót i wycofanie najemników do obozów polowych, by "uniknąć rozlewu krwi". Miało to być rezultatem układu białoruskiego autorytarnego lidera Alaksandra Łukaszenki z Prigożynem, zawartego w porozumieniu z Władimirem Putinem. Zgodnie z tymi uzgodnieniami najemnicy Grupy Wagnera i sam Prigożyn mieliby przemieścić się na Białoruś.

Eksperci mają wątpliwości, czy najemnicy Grupy Wagnera masowo przeniosą się na Białoruś.

Niezależnie od końcowego efektu "przeprowadzki" PKW Wagner, Polska oraz Litwa podjęły działania prewencyjne, mające na celu zabezpieczenie państw przed możliwymi wzmożonymi prowokacjami ze strony białoruskiej z udziałem najemników.

- W związku z obecnością Grupy Wagner na Białorusi zostały podjęte decyzje ws. obrony naszej granicy wschodniej, zarówno doraźne, jak i trwałe. Odnosi się to zarówno do zwiększenia ilości sił stacjonujących tam, jak i przeszkód oraz umocnień na granicy

- powiedział w ubiegłą środę wicepremier Jarosław Kaczyński.

W rozmowie z portalem niezalezna.pl, Mariusz Błaszczak, minister obrony narodowej, powiedział, że "zmiany personalne na Białorusi, jak i rozlokowania oddziałów Wagnerowców, stanowią kolejne wyzwanie".

- Granica polsko-białoruska jest wzmocniona, podobnie jak granica polsko-rosyjska. Jesteśmy gotowi, żeby szczelna granica oparła się ewentualnym atakom - zadeklarował.

 



Źródło: niezalezna.pl

md