Przywódca reżimu w Mińsku, Aleksandr Łukaszenka, postanowił osobiście zacząć sterować gospodarką Białorusi, która zmaga się z wysoką inflacją. Dyktator ogłosił wprowadzenie od dzisiaj zakazu podwyżek cen niemal wszystkich produktów. Specjalny zespół ma jednocześnie pracować nad sposobem uregulowania cen na Białorusi i przedstawić wnioski w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Ekonomiści i przedstawiciele białoruskiego rządu bardzo krytycznie oceniają pomysł Łukaszenki, twierdząc, że "stracą na nim wszyscy".
Dziś białoruski rząd przedstawił prognozy, zgodnie z którymi inflacja na Białorusi na koniec roku 2022 r. wyniesie 19 proc., co jest znaczącą zmianą w porównaniu z poprzednią prognozą mówiącą o 6 proc. Od stycznia do sierpnia ceny na Białorusi wzrosły średnio o niespełna 14 proc. W tej sytuacji postanowił zadziałać sam Alaksandr Łukaszenka. Dziś, podczas spotkania dyktatora z blokiem gospodarczym rządu, ogłosił zamrożenie podwyżek cen towarów.
- Rada ministrów i bank centralny musiały zareagować na tak wysoką inflację twardymi środkami - mówił podczas spotkania Łukaszenka.
Zachodził w głowę, dlaczego stale rosną koszty towarów pochodzących z produkcji krajowej.
- Można częściowo zrozumieć wzrost cen towarów importowanych, ale dlaczego widzimy stały wzrost kosztów tego, co sami produkujemy z rodzimych surowców? - zastanawiał się Łukaszenka.
Oceniał, że organy, które powinny kontrolować sytuację, nie poradziły sobie ze wzrostem cen. Postawił przez rządem i bankiem centralnym powrót do celu inflacyjnego na poziomie 7-8 proc. na rok 2023.
- Na półkach powinny się znaleźć towary odpowiedniej jakości, w szerokim asortymencie, po uczciwych cenach. A tak zwane nowe produkty [które Łukaszenka uważa za sposób obchodzenia dotychczasowych regulacji], jeśli są, to powinny różnić się od starych walorami konsumpcyjnymi. (...) Nigdy nie brakowało nam towaru i nigdy go nie zabraknie. Gwarantuję to ludziom. A za ceny odpowiecie głową wy wszyscy
- mówił do uczestników posiedzenia dyktator.
Łukaszenka ogłosił, że "od dziś wszelkie podwyżki cen są zabronione". Wskazał, że mogą istnieć niewielkie wyjątki, ale o nich będą decydować wysocy urzędnicy państwowi i lokalni.
Ostrzegł przed próbami obchodzenia zakazu czy prób opuszczenia rynku krajowego. Zalecił odpowiednim służbom monitorowanie przestrzegania zakazu, a w przypadku wykrycia naruszeń - "natychmiastowe aresztowanie i sprawa karna".
Powołano specjalną grupę pod kierownictwem Natalii Kochanowej, która ma zająć się kwestią walki z rosnącymi cenami, i musi ona do 20 października przedstawić wnioski rządowi, a ten - podjąć decyzję.
Jak donosi portal zerkalo.io, podczas posiedzenia, uwagi do pomysłu zamrożenia cen zgłaszał premier białoruskiego rządu, Roman Gołowczenko. Stwierdził, że "ścisła regulacja cen nie jest sposobem na rozwiązanie wszystkich problemów" i przypomniał, że regulacja cen na Białorusi jest "jedną z najostrzejszych w WNP i na świecie".
- Przypomnę, Romanie Aleksandrowiczu, że jest pan premierem Białorusi, a nie Estonii - na szczęście, ani Łotwy czy Litwy. Dlaczego mamy patrzeć na te kraje? - odpowiedział mu Łukaszenka.
Również spora część ekonomistów patrzy sceptycznie na pomysł Łukaszenki. Eksperci z grupy "Koszt Urada" twierdzą, że "całkowity zakaz podwyżek to bezpośrednia droga do całkowitych niedoborów". Przewidują, że w przypadku zniesienia zakazu lub jego złagodzenia, Białoruś powinna być gotowa na kolejną, gwałtowną falę inflacji. Ceny niższe niż koszty produkcji podważą rentowność wielu przedsiębiorstw, a to może skutkować cięciami etatów i bankructwami.