Skandal wywołał premier Turyngii Bodo Ramelow, który w weekend przyznał, że grał w grę „Candy Crush” w czasie konferencji premierów landów, podczas której przemawiała kanclerz Angelą Merkel. Posiedzenie było poświęcone kryzysowi związanemu z pandemią. Polityk nazwał również kanclerz „Merkelchen” (merkelka, merkelówna).
Lewicowy polityk już kilkakrotnie przepraszał za swoje wypowiedzi z sobotniego wieczoru. Ramelow jest zarejestrowany w amerykańskiej aplikacji społecznościowej Clubhouse od 21 stycznia.
„Welt am Sonntag” jako pierwszy zacytował Ramelowa. W ślad za tym pojawiły się liczne doniesienia medialne, krytyka, a także zarzuty, że premier nie działał odpowiedzialnie w najważniejszych obradach poświęconych walce z pandemią.
Minister spraw wewnętrznych Turyngii Georg Maier (SPD) powiedział portalowi RND: "Jeśli okaże się, że gra na telefonie komórkowym podczas konferencji premierów, to powinien przemyśleć swoje zachowanie".
Ramelow przeprosił za frazę „Merkelchen”:
„Pewna mądra kobieta właśnie ostatecznie wyjaśniła mi faux pas mojego czatu na @clubhouse_de i przekonało mnie to” - napisał w niedzielny wieczór na Twitterze Ramelow. – „Umniejszanie nazwiska kanclerza było aktem męskiej ignorancji. Serdecznie za to przepraszam”.
Eine kluge Frau hat mir auf @clubhouse_de gerade schlüssig den eigentlichen Fauxpas meiner Clubhaus Plauderei dargelegt und es hat mich überzeugt. Den Namen der Bundeskanzlerin zu verniedlichen war ein Akt männlicher Ignoranz. Dafür meine ehrliche Bitte um Entschuldigung.
— Bodo Ramelow (@bodoramelow) January 24, 2021
Z drugiej strony fakt, że czasami gra w „Candy Crush” podczas konsultacji staje się według niego zrozumiały, kiedy weźmie się pod uwagę, że konferencja trwała około dziesięciu godzin i zdarzały się chwile bezczynności, „z przyjemnością przyznam, że jedna osoba gra w Sudoku, druga robi na drutach, szydełkuje - a ja po prostu gram w "Candy Crush"”.
Szef CDU w Turyngii, Christian Hirte, uważa to za brak szacunku i nieodpowiedzialność. „To albo wyraz arogancji władzy, albo zmęczenia” - napisał Hirte na Twitterze – „Każdy, kto w ten sposób rozumie swój urząd premiera, traci zaufanie obywateli”.
„Aplikacja Clubhouse to zbiór wirtualnych sal konferencyjnych” - pisze „Spiegel” – „W każdej z nich odbywają się dyskusje panelowe, niektóre mają po kilkudziesięciu, niektóre po kilka tysięcy słuchaczy. Tym, co wyróżnia tę aplikację, jest to, czego jej brakuje - można słuchać rozmówców, ale ich nie widać, widoczne są tylko zdjęcie profilowe”.
„Do tej pory do klubu przenieśli się głównie mieszkańcy bańki medialnej i marketingowej. Ponadto doradcy polityczni i czołowi politycy. Duża część uczestników Clubhouse najwyraźniej mieszka w Berlinie-Mitte (centralna dzielnica Berlina), przynajmniej duchowo” - zauważa tygodnik.
„Spiegel” podaje przykłady aktywności z jednego wieczoru w Clubhouse: szefowa SPD Saskia Esken omawiała awans kobiet. Pracownik „Bilda” debatował na temat praw człowieka w Chinach z posłem z FDP. Właściciel galerii udzielał wskazówek dotyczących kupowania dzieł sztuki. Sommelier odpowiadał na pytania dotyczące win naturalnych i degustacji. Sportowcy-amatorzy dyskutowali o swoim treningu maratońskim podczas blokady.
Do klubu wpuszczani są tylko ci, którzy zostali zaproszeni przez członka Clubhouse. Każdy z nich może zaprosić dwie osoby. Clubhouse działa tylko na urządzeniach Apple. „Duża część populacji nie zarabia wystarczająco dużo, aby móc pozwolić sobie na produkty Apple” - mówi Philipp Westermeyer, jeden z pierwszych użytkowników aplikacji – „Dlatego Clubhouse prawie nigdy nie dociera do normalnych ludzi”.
„I prawdopodobnie nie chce” - podsumowuje „Spiegel” – „Klub to miejsce tęsknoty za elitami. Tutaj są między sobą, prowadząc zaskakująco spokojne rozmowy, zamiast mieć do czynienia z nienawistnymi użytkownikami Twittera”.