Biznesmeni, naukowcy, czy dyplomaci - pod taką przykrywką rosyjscy agenci wchodzą w bliskie otoczenie niemieckich polityków. Pomimo ostrzeżeń i trwającej wojny na Ukrainie, część z posłów Bundestagu nadal daje się na to nabrać.
O metodach działań rosyjskich służb wywiadowczych pisze "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Zdaniem autorki tekstu, "szpiegowanie jest głównym zadaniem ambasady Rosji w Berlinie" - nawet po wydaleniu 40 dyplomatów - a, agenci wykazują się "szczególną kreatywnością". Ich najpopularniejszą przykrywką ma być attaché do spraw kultury.
Pierwsze spotkanie jest dokładnie zaplanowane. Przedtem badane jest środowisko osoby wybranej na kontakt i tworzony jej profil. Szuka się słabych punktów
- pisze Helene Nurbowski.
Według dziennikarki, agenci często do spotkań wykorzystują osoby trzecie, którym łatwiej wejść w środowisko polityka. Dopiero wtedy, przy kolejnym spotkaniu, pojawia się "przyjaciel".
Jak przekazuje "FAZ", Niemiecka Akademia Ochrony Konstytucji (AfV) regularnie ostrzega polityków narażonych na inwigilacje. Jednak pomimo tego, i wojny na Ukrainie, która powinna skłonić do ograniczonego zaufania, w Berlinie metody Rosjan nadal mają się sprawdzać.
Zdaniem dziennikarki, niemieccy politycy dają się nabrać m.in. z powodu łatwowierności, ociężałości i... pychy. Kolejnym słabym punktem, może być rozgoryczenie, np. z powodu przegranej rywalizacji.
Agenci opanowali do perfekcji sztukę prawienia komplementów. „Cóż za mądre analizy”, „Nie do wiary, że nie jest pan jeszcze wiceszefem klubu parlamentarnego”. Po takich komplementach dochodzi zwykle do intensyfikacji przekazywanych informacji.
- informuje FAZ