W Iraku rozpoczęło się dziś referendum, w którym mieszkańcy terenów kontrolowanych przez Kurdów odpowiadają na pytanie, czy chcą, by stały się one niepodległym państwem. Plebiscytowi towarzyszy ogromny entuzjazm Kurdów, ale też chaos informacyjny.
Lokale wyborcze otworzono o godz. 8 czasu lokalnego, głosowanie ma potrwać do godziny 18 czasu lokalnego.
Wcześniej, tj. między godziną 7 a 8 rano, swoje głosy oddali peszmergowie, czyli członkowie kurdyjskich sił zbrojnych, oraz funkcjonariusze służby bezpieczeństwa. Ponadto już od 23 września trwa głosowanie drogą elektroniczną, które ma umożliwić oddanie głosów licznej diasporze kurdyjskiej.
Na kartach do głosowania umieszczone zostało jedno pytanie, napisane w czterech językach używanych na obszarze głosowania: kurdyjskim, arabskim, asyryjskim i turkmeńskim. Brzmi ono: "Czy chcesz by Region Kurdystanu oraz kurdyjskie tereny poza administracją Regionu, stały się niepodległym państwem?".
Referendum zorganizowano w czterech prowincjach, tworzących Region Kurdystanu w Iraku - Irbil, As-Sulajmanijja, Dahuk, Halabdża - oraz w części czterech innych prowincjach. Głosowanie poza Regionem Kurdystanu wywołuje szczególny sprzeciw władz centralnych w Bagdadzie.
Niezależna Wysoka Komisja ds. Wyborów i Referendum w Kurdystanie (IHERC), będąca instytucją organizującą plebiscyt, poinformowała na konferencji prasowej w niedzielę wieczorem, że spodziewa się, iż głosowanie będzie przebiegało w spokojnej atmosferze na wszystkich terenach, na których zostało zaplanowane.
Sprzeczne informacje zostały podane natomiast w odniesieniu do liczby uprawnionych do głosowania. Członek IHERC Dzutjar Mahmud po niedzielnej konferencji prasowej poinformował PAP, że całkowita liczba uprawnionych do głosowania wynosi 3,9 mln wyborców na wszystkich terenach objętych głosowaniem, w tym głosowaniem elektronicznym. Dodał, że jest tylko jeden okręg i nie są prowadzone odrębne spisy wyborców dla poszczególnych prowincji i dystryktów. Odmówił też podania, ilu wyborców głosuje w Regionie Kurdystanu, a ilu na terenach pozostających poza jego administracją, tj. na terenach spornych. Na pytanie o liczbę uprawnionych do głosowania elektronicznego odpowiedział, że nie jest ona znana, gdyż rejestracja następuje bezpośrednio przed oddaniem głosu.
Liczba uprawnionych do głosowania, podana przez Dzutjara Mahmuda, jest jednak sprzeczna z danymi, wcześniej podawanymi przez media kurdyjskie, które również powoływały się przy tym na IHERC. Różnica jest przy tym znaczna, gdyż według tych informacji uprawnionych jest aż 5,3 mln wyborców, z czego 3,2 mln na terenach administracyjnych Regionu Kurdystanu, a 2,1 mln na terenach spornych. Zdaniem kurdyjskiej telewizji Rudaw liczba członków kurdyjskiej diaspory, uprawnionych do głosowania elektronicznego, wynosi około 150 tys. osób.
Według informacji podanych przez władze Regionu Kurdystanu na wybory miało przybyć ponad 130 obserwatorów międzynarodowych, a także akredytowało się około 120 dziennikarzy zagranicznych.
Zdaniem Dzutjara Mahmuda wyniki referendum będą znane w ciągu 24 godzin od zakończeniu głosowania. Wyraźnie podkreślił on jednak, że oficjalne wyniki, w tym dane dotyczące frekwencji, będą odnosić się wyłącznie do całego obszaru głosowania i nie będą podane oddzielne wyniki dla poszczególnych prowincji i dystryktów. Ma to duże znaczenie, gdyż oznaczałoby to, że nie będzie podana informacja na temat wyników wyborów w poszczególnych terenach spornych, np. w Kirkuku.
Tymczasem w miastach Regionu Kurdystanu, w szczególności stolicy tego Regionu Irbilu, od kilku dni panuje euforia. Miasto tonie w kurdyjskich flagach i plakatach nawołujących do głosowania na "tak". Brak jest też widocznych śladów jakiejkolwiek kampanii przeciwników. Żadna kurdyjska partia oficjalnie nie opowiedziała się przeciwko referendum, choć niektóre z nich uznały jego organizację za błąd