W tym tygodniu szefowie dyplomacji państw członkowskich Unii Europejskiej wyrazili zgodę na nałożenie sankcji na rosyjską tzw. Grupę Wagnera. Zdaniem szefa francuskiego MSZ Jeana-Yves'a Le Driana ci rosyjscy kontraktorzy stanowią poważne zagrożenie dla interesów Unii Europejskiej. Dużo większym zmartwieniem dla Paryża, jak i UE, jest kryzys algiersko-marokańskich, w którym Rosja reguluje temperaturę tego konfliktu. W przypadku wybuchu tego konfliktu Algierczycy i Marokańczycy uciekaliby masowo przed konfliktem zbrojny do UE, sama zaś sytuacja doprowadziłaby do wstrzymania dostaw gazu z Algierii do Europy - zauważa francuski komentator "Codziennej".
Założona kilka lat temu Grupa Wagnera ma być kierowana przez zaufanego człowieka Władimira Putina Jewgienija Prigożina. Najemnicy tej prywatnej grupy wojskowej do tej pory byli zaangażowani w wojnie w Donbasie i w Syrii. Z kolei w Afryce oddziały należące do Grupy Wagnera brały udział po stronie generała Chalifa Haftara wojnie domowej w Libii, a także wspierały obalonego kilka lat temu dyktatora Umara al-Baszira w Sudanie. Rosyjscy najemnicy pojawiają się również w innych krajach afrykańskich, o których się mniej mówi. Kontraktorzy zostali ponadto zatrudnieni przez władze Republiki Środkowoafrykańskiej oraz w Mozambiku.
Rząd w Bamako prowadzi od kilku miesięcy negocjacje z Grupą Wagnera w sprawie wysłania około tysiąca najemników do Mali. Kontraktorzy mieliby pomóc w walce z grupami dżihadystycznymi, którzy destabilizują skutecznie region Sahelu. Członkowie Grupy Wagnera mieliby się zająć m.in. szkoleniem wojska malijskiego oraz ochroną najważniejszych osób w państwie.
Rozmowy z rosyjskimi najemnikami prowadzono jakiś czas po deklaracji prezydenta Emmanuela Macrona o zakończeniu operacji Barkhane, która była realizowana na obszarze Sahelu, w tym w Mali. Paryż chce, aby ciężar walk z terrorystami w regionie Sahelu został przejęty przez wielonarodową misję. Macron mówił ponadto o utrzymaniu zaangażowania w ramach operacji sił specjalnych (Task Force Takuba) dla wsparcia sił inicjatywy państw G5 Sahel.
Zdaniem francuskiego komentatora "Codziennej", dla Paryża oraz całej Unii Europejskiej obecność Rosji w Mali wpisuje się w strategię Kremla, która ma na celu odbudowanie swoich wpływów w Afryce. A to zagraża nie tylko Paryżowi, ale również UE. Z tego też względu z inicjatywy Francji w tym tygodniu szefowie dyplomacji państw członkowskich Unii Europejskiej wyrazili zgodę na nałożenie sankcji na rosyjską tzw. Grupę Wagnera.
- Stosunki Paryża i Moskwy są najgorsze od kilkudziesięciu lat. Prezydent Emmanuel Macron to największy przeciwnik Putina w Europie Zachodniej. Rosja wchodzi w Afrykę co nie jest na rękę Francji. Sam zaś Kreml to konkurent polityczny, zbrojeniowy oraz geopolityczny Francji w Afryce - mówi Zbigniew Stefanik.
Znacznie groźniejszy dla Francji, ale również Europy jest kryzys algiersko-marokański, w którym Rosja reguluje temperaturę tego konfliktu. W przypadku wybuchu wojny UE może ucierpieć ze względu na kryzys gazowy oraz migracyjny.
- Około 15 procent gazu wykorzystywanego w Europie jest pochodzenia algierskiego. Do października tego roku algierski gaz tranzytował przez Maroko za pomocą rurociągu Maghreb-Europa. Surowiec ten był dostarczany do Hiszpanii, skąd był wysyłany dalej do Europy. Jednak dostawy gazu z Algierii przez rurociąg zostały zawieszone a to za sprawą kryzysu algiersko-marokańskiego: kryzysu, który w każdej chwili (w dużej mierze od decyzji Wladimira Putina) może przerodzić się w zbrojny konflikt - zauważa Zbigniew Stefanik.
Według eksperta ds. Francji, Rosja ma dwa guziki, na które może nacisnąć jednocześnie zarówno na Białorusi jak i Algierii.
- Wladimir Putin nie tylko ma bezpośredni wpływ na zachowanie i decyzje Łukaszenki. Ma on również decydujący wpływ na decyzje rządu algierskiego. Mówiąc wprost o tym, czy dojdzie do konfliktu zbrojnego pomiędzy Algierią i Marokiem, w dużej mierze (w przeważającej wręcz) zadecyduje Wladimir Putin, który szantażuje Europę nie tylko kryzysem migracyjnym na granicy polsko-białoruskiej, ale również kolejnym potencjalnym kryzysem na Morzu Śródziemnym - kończy francuski komentator "Codziennej".