Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Rosja gromadzi wojska, a ich ambasador w UE żartuje: „Wojny w Europie rzadko zaczynają się w środy”

Gołym okiem widać, że narracja Rosji w sprawie konfliktu na granicy z Ukrainą nie zgadza się z faktami. Dziś Jens Stoltenberg podał, że Rosja wysyła kolejne wojska w pobliże granic Ukrainy. Sytuacja wydaje się bawić rosyjskiego ambasadora przy Unii Europejskiej. "Wojny w Europie rzadko zaczynają się w środy" - ironizował Cziżow, odpowiadając na pytanie, czy jego kraj zaatakuje Ukrainę w środę 16 lutego.

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne
youtube.com/ Stara szkoła wojskowości screen

Ministerstwo obrony Rosji przekonywało dziś, że siły Południowego Okręgu Wojskowego zakończyły udział w ćwiczeniach na Krymie i zmierzają do miejsc stałej dyslokacji. Jednak międzynarodowe źródła nie potwierdzają dekoncentracji wojsk rosyjskich przy granicy z Ukrainą.

O ewentualne natarcie pytany był stały przedstawiciel Rosji przy Unii Europejskiej Władimir Cziżow.

W wywiadzie dla niemieckiego dziennika "Die Welt" stwierdził, że nie będzie też "żadnej eskalacji" w przyszłym tygodniu, po tym tygodniu, czy w przyszłym miesiącu.

"Wojny w Europie rzadko zaczynają się w środy" - ironizował Cziżow.

"Być może nie jest to wystarczająca gwarancja, ale zapewniam, że jeśli chodzi o Rosję, to w najbliższą środę nie będzie ataku. Nie będzie też żadnej eskalacji w przyszłym tygodniu, po tym tygodniu, czy w przyszłym miesiącu. Co więcej, jeśli nasi partnerzy w końcu wysłuchają naszych uzasadnionych obaw, to nie trzeba będzie długo czekać na proces odprężenia. Jest to w interesie wszystkich Europejczyków od Lizbony po Władywostok, a także wszystkich innych narodów świata"

- przekonywał ambasador, domagając się jednocześnie dowodów na to, że Rosja ma zaatakować Ukrainę w środę.

"Jeśli wysuwasz oskarżenia – zwłaszcza tak bardzo poważne oskarżenia przeciwko Rosji – ciąży na tobie odpowiedzialność dostarczenia dowodów. W przeciwnym razie jest to oszczerstwo. Tego uczy tradycja prawna, na której opiera się cywilizacja europejska. Gdzie są zatem te dowody? Wydaje się, że w tym samym miejscu co prawo międzynarodowe - zapomniane i wyparte przez osławiony +ład światowy oparty na zasadach+. Rosja już wielokrotnie w swojej historii pokazała, jakie konsekwencje czekają tych, którzy chcą narzucić jej swój +nowy porządek+" - ostrzegł Cziżow.

W podobnym tonie wypowiada się białoruski minister spraw zagranicznych Uładzimir Makiej. Zapewnił, że „po zakończeniu manewrów na terytorium Białorusi nie pozostanie ani jeden rosyjski żołnierz, ani jedna jednostka (rosyjskiego) sprzętu”.

Makiej nie odpowiedział na pytanie o liczebność rosyjskich wojsk i sprzętu zaangażowanych w trwające na Białorusi manewry obu krajów "Związkowa Stanowczość-2022". Zapewnił przy tym, że Białoruś i Rosja wywiązują się ze zobowiązań w ramach Dokumentu Wiedeńskiego OBWE z 2011 r. i „nie naruszyły żadnego z jego zapisów”.

„Ani jeden żołnierz, ani jedna jednostka sprzętu (sił zbrojnych Rosji - red.) nie pozostanie (na Białorusi) po tych manewrach”

– oświadczył minister, przywołując wcześniejsze wypowiedzi resortów obrony.

Manewry, które odbywają się m.in. przy granicy z Ukrainą, Polską i Litwą, mają się zakończyć 20 lutego.

Rozbieżność w terminach

14 lutego Alaksandr Łukaszenka mówił z kolei, że kwestia wycofania wojsk to „sprawa jego i (prezydenta Rosji Władimira) Putina”.

„W najbliższym czasie spotkamy się i podejmiemy decyzję, kiedy, w jakim terminie i według jakiego grafiku wycofywać stąd siły zbrojne Federacji Rosyjskiej”

– mówił w poniedziałek.

W czasie środowej konferencji prasowej, podsumowującej 2021 r. w białoruskiej polityce zagranicznej, Makiej utrzymywał, że relacje z Zachodem, a także z Ukrainą, pogorszyły się „nie z winy Białorusi”. Wskazywał na gromadzenie sił NATO w pobliżu granic Białorusi, w tym na terytorium Polski.

Według ministra za pogorszenie relacji z Białorusią oraz sytuacji bezpieczeństwa w regionie odpowiada Zachód. Białoruś jest przy tym gotowa do „konstruktywnego dialogu” - zadeklarował. Ukrainę nazwał „bratnim narodem”.

„To, co dzieje się obecnie wokół Ukrainy, w sposób sztuczny i celowy jest wywoływane przez siły, które nie chcą, żeby Rosja odgrywała decydującą, ważną rolę w zapewnieniu bezpieczeństwa w regionie i na świecie. (To) odwieczny spór o to, kto jest silniejszy, kto ma rację, kto jest mocarstwem numer jeden”

– powiedział Makiej.

 



Źródło: niezalezna.pl, PAP

#świat

mg