Historyczna biało-czerwono-biała flaga, która stała się symbolem protestów na Białorusi, działa na Alaksandra Łukaszenkę jak płachta na byka. W ubiegłym roku oskarżano burmistrza Rygi, który ją wywiesił o "podżeganie do nienawiści". Teraz flaga, której barwy nie podobają się dyktatorowi, zawisła w Dnieprze. Spowodowało to... wezwanie ambasadora Ukrainy do białoruskiego MSZ.
Białoruski resort wystosował wobec władz Ukrainy protest z powodu wywieszenia historycznej biało-czerwono-białej flagi w ukraińskim mieście Dniepr. „Strona ukraińska została poinformowana, że na Białorusi ten cyniczny przejaw nieprzyjaznego traktowania suwerennego narodu jest odbierany jako akt wandalizmu państwowego” – poinformowało w komunikacie MSZ Białorusi.
Ambasadora uprzedzono o podjęciu „współmiernych kroków”, jeśli nie zostaną wypełnione żądania strony białoruskiej wyrażone w czasie spotkania w MSZ.
Wcześniej władze w ukraińskim Dnieprze zastąpiły państwową flagę Białorusi w alei przed siedzibą merostwa nawiązującą do historii biało-czerwono-białą flagą, symbolem państwowym w pierwszych latach niepodległości Białorusi, która stała się również symbolem białoruskiego protestu. Władze w Mińsku nazywają ją flagą „kolaborantów” i batalionów karnych z okresu okupacji niemieckiej.
Jeszcze wczoraj na wywieszenie flagi zareagował ambasador Białorusi w Kijowie Ihar Sokał, wystosowując pismo do mera Dniepru. Zapewnił w nim, że krok ten „obraża uczucia większości Białorusinów”. Ambasador zaproponował merowi ukraińskiego miasta spotkanie, rozmowę i powrót „do konstruktywnej współpracy”.
Mer Dniepru odpowiedział na Facebooku, że Ukraina jest krajem wolnych ludzi, a wywieszenie flagi było inicjatywą mieszkańców. Wskazał również, że władze lokalne nie podlegają prezydentowi i nie są, jak na Białorusi, przez niego wyznaczani.