Narody, które chronią granic Unii Europejskiej nie mogą być pozostawione same sobie - pisze premier Grecji Kyriakos Micotakis we francuskim dzienniku „Le Figaro", ostrzegając przed zagrożeniem hybrydowym i atakami na granice UE. Micotakis wie o czym mówi, bo jego kraj sam już dwukrotnie walczył z falami uchodźców próbujących siłowo dostać się przezeń do Unii. Tymczasem prezydent Włoch Sergio Matterella zamiast bezpieczeństwem Polski przejmuje się bardziej "głodem i zimnem" migrantów atakujących nasze granice.
Europa stoi w obliczu konsekwencji nowego zagrożenia hybrydowego: wykorzystania migrantów jako narzędzia nacisku politycznego. Każdego dnia tysiące migrantów próbują przedostać się do UE przez Białoruś. Wielu z nich utknęło na granicy, w prowizorycznych obozach, aby chronić się przed polarnym zimnem, podczas gdy straż graniczna monitoruje ruch za drutami kolczastymi. To nie są ludzie, którzy uciekli przed wojną w sąsiednim kraju, ale zostali zaproszeni przez fałszywe obietnice, przylecieli samolotem, odebrani i zabrani autobusem do granicy z Polską
– pisze premier Grecji Micotakis w „Le Figaro” w poniedziałek.
Premier przypomina, że Grecja również doświadczyła szantażu migracyjnego w marcu 2020 r., podobnie jak dziś Polska. Micotakis wzywa europejskich przywódców do podjęcia zdecydowanych działań na rzecz ochrony granic.
To starannie zaaranżowany scenariusz, by użyć tych wygnańców jako narzędzia hybrydowej destabilizacji, mającej na celu wywieranie nacisku i dzielenie demokratycznych narodów UE, by poddały się Aleksandrowi Łukaszence
– podkreśla premier Grecji.
Prezydent Łukaszenka inspiruje się metodą, która sprawdziła się i zasiała już chaos, i nędzę na granicach Europy. W marcu 2020 r. dziesiątki tysięcy osób nieposiadających dokumentów zgromadziło się na granicy lądowej między Turcją a Grecją. Wtedy – tak jak teraz – mężczyźni, kobiety i dzieci byli używani jako broń przez agresywnego sąsiada, chcącego uzyskać wyniki sprzeczne z wartościami i zasadami Europy
– przypomina Micotakis.
Następnym celem takiego ataku może być Rumunia, Bułgaria, a może nawet Finlandia lub Estonia
– uważa grecki polityk.
Zupełnie inny głos w sprawie ma prezydent Włoch Sergio Mattarella. Podczas ceremonii inauguracji roku akademickiego na uniwersytecie w Sienie Mattarella oświadczył w przemówieniu: "Zaskakująca jest przepaść między głoszonymi wielkimi zasadami a tym, że nie bierze się pod uwagę głodu i zimna, na jakie wystawieni są ludzie na granicy Unii".
Szef państwa włoskiego stwierdził, że w Europie wcześniej już miało miejsce zjawisko, które określił jako "dziwną rozbieżność, niespójność, sprzeczność między zasadami Unii, uroczystymi deklaracjami solidarności z Afgańczykami, którzy tracą wolność a odmową ich przyjęcia".
To, jak ocenił, "osobliwe podejście, gdy pomyśli się o postanowieniach ojców założycieli Unii Europejskiej, którzy wyznaczyli szerokie i ważne horyzonty mimo świadomości, jak trudne jest ich osiągnięcie". "A jednak podeszli do tego z odwagą i determinacją"- dodał.