Dowódca garnizonu Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (PLA) w Hongkongu stwierdził, że jego żołnierze są gotowi do strzeżenia w tej prowincji chińskiej władzy. Powszechnie uznano to za groźbę wobec protestujących przeciwko naruszaniu suwerenności regionu autonomicznego.
Zgodnie z umową zawartą przez ChRL z rządem Wielkiej Brytanii Hongkong miał cieszyć się autonomią w ramach zasady „jedno państwo, dwa systemy” do 2047 roku. Władze Chin jednak od jakiegoś czasu coraz mniej chętnie godzą się na istnienie w swoim państwie tej demokratycznej enklawy i coraz ostrzej następują na ich niezależność. Nie podoba się to samym mieszkańcom – próba wprowadzenia w zeszłym roku ustawy dającej możliwość ekstradycji z Hongkongu do Chin kontynentalnych skończyła się serią gigantycznych protestów, które zostały przerwane dopiero przez pandemię chińskiego koronawirusa.
Obecnie wygląda na to, że protesty ruszą na nowo. Ich powodem jest kontrowersyjna ustawa karząca za „kpienie” z chińskiego hymnu, dyskusje nad którą ruszą w środę, oraz próba narzucenia Hongkongowi ustawy o bezpieczeństwie z pominięciem jego parlamentu. Do ostrych protestów doszło z tego powodu już w niedzielę, a komentatorzy są ze sobą zgodni, że to dopiero preludium.
Głównodowodzący garnizonem PLA w Hongkongu generał Chen Daoxiang udzielił wywiadu chińskiej państwowej telewizji CGTN. Powiedział, że jego garnizon popiera decyzję o narzuceniu Hongkongowi ustawy o bezpieczeństwie przez Narodowy Kongres Ludowy Chin, w którym jest nota bene posłem. Jego zdaniem ta decyzja pomoże zwalczyć ewentualne tendencje secesjonistyczne i obronić integralność terytorialną ChRL.
Chen stwierdził też, że jego garnizon jest zdeterminowany aby bronić narodowej suwerenności i spełni swój obowiązek zgodnie z prawem i decyzjami rządu.
Słowa chińskiego wojskowego zostały powszechnie odebrane jako groźba pod adresem protestujących. Garnizon PLA w Hongkongu liczy ok. 10-12 tysięcy żołnierzy, więc jest to niebagatelna siła, której wyprowadzenie na ulicę bez większych problemów, choć zapewne z ogromną liczbą ofiar, spacyfikowałoby te protesty. Problemem dla Chin jest jednak tutaj opinia międzynarodowa. Kiedy chińskie wojsko spacyfikowało protesty na placu Tiananmen, to Chiny stały się pariasem międzynarodowej polityki – a dzisiaj ich pozycja, także przez pandemię koronawirusa, jest i tak mocno nadwyrężona.