Konserwatysta Ivan Duque z prawicowego Centrum Demokratycznego (CD) zdecydowanie wygrał drugą turę wyborów prezydenckich w Kolumbii, która odbyła się w niedzielę. Po podliczeniu wyników z 97 proc. lokali wyborczych ogłoszono, że zdobył 54 proc. ważnych głosów.
Jego rywal, Gustavo Petro – były burmistrz Bogoty i lider lewicowego ruchu Colombia Humana, a w przeszłości członek rozwiązanego w 1990 r. niewielkiego lewicowego ugrupowania partyzanckiego M-19, zdobył 42 proc. oddanych głosów.
Szef państwowej komisji wyborczej podał, że frekwencja wyniosła 44 proc. Oznacza to, że udział elektoratu w głosowaniu był rekordowo niski. W poprzednich wyborach prezydenckich odnotowano rekordowo niską frekwencję na poziomie 48 proc.; w niedzielę rekord ten został najwyraźniej pobity.
41-letni kandydat konserwatystów, który swoje zwycięstwo zawdzięcza w dużej mierze poparciu byłego neokonserwatywnego prezydenta Kolumbii Alvaro Uribe Veleza (2002-2008), był faworytem sondaży przeprowadzonych przed drugą turą.
W pierwszej turze wyborów, która odbyła się 27 maja Duque zdobył 7,5 mln głosów (39,14 proc.), podczas gdy były burmistrz stolicy Kolumbii - 4,8 mln (25,08 proc.) głosów.
Kolumbijskie media pisały, że w maju, podczas pierwszej tury, nastąpiła mobilizacja elektoratu – swój głos oddało ponad 53 proc. z blisko 37 mln uprawnionych do głosowania. Nie dotyczy to jednak drugiej tury głosowania.
Ustępujący prezydent Juan Manuel Santos za swoje wysiłki na rzecz zakończenia wojny domowej w Kolumbii został w 2016 roku uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla, jednak w kraju ma obecnie rekordowo małe poparcie poniżej 20 proc. Po dwóch następujących po sobie, czteroletnich kadencjach zgodnie z prawem nie może ubiegać się o kolejny okres urzędowania.
Występując w towarzystwie rodziny i przyjaciół na wiecu powyborczym w Bogocie, 41-letni Ivan Duque, starał się przyjąć bardziej koncyliacyjną postawę niż w trakcie kampanii wyborczej - pisze w komentarzu Reuters.
- Z całą pokorą i czcią chcę powiedzieć narodowi kolumbijskiemu, że uczynię wszystko, by doprowadzić do zjednoczenia naszego społeczeństwa. Nigdy więcej podziałów!
- zadeklarował. "Moje rządy nie będą oparte na nienawiści" - obiecał.
W swym pierwszym wystąpieniu po ogłoszeniu wyniku wyborów, Duque, lider prawicowego Centrum Demokratycznego (CD) poruszył sprawę porozumienia pokojowego z FARC, czyli z lewicowymi Rewolucyjnymi Siłami Zbrojnymi Kolumbii.
Kandydat prawicy zapowiadał jeszcze w trakcie kampanii wyborczej, że zamierza zmodyfikować porozumienie wynegocjowane przez prezydenta Juana Manuela Santosa w kilku ważnych punktach, choć "nie chce podrzeć tego układu na kawałki" - jak podkreślał.
Porozumienie zamykające trwający niemal pół wieku konflikt, który pociągnął za sobą 220 tys. ofiar śmiertelnych i miliony wygnanych, jest uważane przez wielu Kolumbijczyków za kamień milowy w rozwoju kraju.
Zdaniem prawicy i samego Ivana Duque podpisane przez prezydenta Santosa porozumienie jest korzystne, ale zarazem pozwoliło FARC uniknąć odpowiedzialności i uzyskać legitymizację polityczną. Szczególnie oburzające jest to - podkreślił Duque w swym pierwszym wystąpieniu po ogłoszeniu zwycięstwa w niedzielnych wyborach - że sprawcy zbrodni wojennych i przestępstw uniknęli kary. Opowiedział się za rewizją porozumienia w takim właśnie duchu.
- Pokój to wartość, za którą Kolumbijczycy wyglądali z wytęsknieniem przez całe lata. I pokój oznacza, że trzeba przymknąć oczy na linie podziałów wewnętrznych, które sprawiały, że zwolenników pokoju łatwo było oddzielić od jego nieprzyjaciół
- powiedział. "Dziś wszyscy jesteśmy po jednej stronie - po stronie przyjaciół pokoju, którzy chcą go budować, ale to musi być pokój oparty na demobilizacji, rozbrojeniu i resocjalizacji partyzantów" - dodał.
Lider FARC, Rodrigo Londono (Timoszenko) pogratulował zwycięzcy niedzielnego głosowania dobrego wyniku za pośrednictwem Twittera. Zaapelował zarazem do Duque o "zdrowy rozsądek i respektowanie woli pojednania, którą wyraził naród kolumbijski".
Zwycięstwa w wyborach prezydenckich pogratulował Ivanowi Duque również jego rywal, lider Colombia Humana i były członek rozwiązanego w 1990 r. niewielkiego lewicowego ugrupowania partyzanckiego M-19, który wcześniej zapowiadał, że wyprowadzi ludzi na ulice, jeśli dojdzie do fałszerstw wyborczych.
Ostatecznie jednak, 58-letni Gustavo Petro uznał przewagę zwycięzcy, który podczas kampanii wyborczej obiecywał budowę nowego modelu kapitalizmu ze wzrostem konkurencyjności, obniżeniem podatków, ograniczeniem opieki socjalnej, tworzeniem nowych miejsc pracy i przyciągnięciem inwestycji zagranicznych na czele. Kandydat lewicy ze swej strony obiecywał zaś uwłaszczenie najbiedniejszych i wzrost wydatków na opiekę społeczną.