Sześć osób zginęło, a trzy zostały ciężko ranne w ataku lotniczym w Iraku. W nocy w okolicach bazy at-Tadżi w pobliżu Bagdadu ostrzelany został konwój samochodów irackich Ludowych Sił Mobilizacyjnych (PMF), grupujących wspierane przez Iran szyickie milicje.
Państwowa telewizja iracka poinformowała, że ataku dokonało lotnictwo amerykańskie. Waszyngton nie potwierdził jeszcze tych doniesień.
Irackie Ludowe Siły Mobilizacyjne potwierdziły atak i poinformowały, że w samochodach były materiały medyczne, natomiast nie było w nich żadnego z przywódców tej organizacji. W ostrzelanym konwoju jechały trzy auta, dwa z nich zostały zniszczone.
Ludowe Siły Mobilizacyjne to sojusz ponad 40 formacji milicyjnych, które formalnie podporządkowane są rządowi irackiemu, jednak w rzeczywistości uznawały dowództwo zabitego przez Amerykanów generała Kasema Sulejmaniego, szefa elitarnych sił irańskich Al-Kuds.
Krótko przed atakiem wywiadu dla telewizji CNN udzielił ambasador Iranu przy ONZ Madżid Takht Ravanczi, który powiedział, że zabicie Sulejmaniego jest równoznaczne z wypowiedzeniem Iranowi wojny przez USA.
"To jest...nowy rozdział, który jest równoznaczny z rozpoczęciem wojny z Iranem"
- powiedział Ravanchi.
Zaznaczył, że nastąpi ostra zemsta.
"Odpowiedź na akcję wojskową to akcja wojskowa"
- podkreślił.
Wcześniej Ravanchi przekazał Radzie Bezpieczeństwa ONZ i jej sekretarzowi generalnemu Antonio Guterresowi list, w którym napisał, że Iran zastrzega sobie prawo do samoobrony na mocy prawa międzynarodowego. Ambasador ocenił, że zabicie Sulejmaniego "jest oczywistym przykładem terroryzmu państwowego i, jako czyn przestępczy, stanowi rażące naruszenie podstawowych zasad prawa międzynarodowego, w tym w szczególności ... Karty Narodów Zjednoczonych.”
Sulejmani zginął w nocy z czwartku na piątek w Bagdadzie w rezultacie amerykańskiego precyzyjnego ataku rakietowego, zarządzonego przez prezydenta Donalda Trumpa. Teheran zapowiedział już zbrojny odwet za tę akcję, której ofiarą padł jeden z najważniejszych irańskich dowódców wojskowych.