GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Jaka przyszłość czeka Trumpa? Kawęcki: Może stać się autorytetem i kształtować "rząd dusz"

W rozmowie z portalem niezalezna.pl politolog doktor Krzysztof Kawęcki wskazał na fakt, że po „zdobyciu Kapitolu” przez zwolenników Donald Trumpa, obecny prezydent USA stanie się – paradoksalnie - symbolem i punktem odniesienia dla konserwatywnej części Amerykanów. Ekspert dodał, że - jego zdaniem - pozycja Trumpa po latach będzie mocniejsza, niż teraz.

Donald Trump z żoną, Melanią
Donald Trump z żoną, Melanią
The White House from Washington, DC, Public domain, via Wikimedia Commons

Eryk Łażewski: 6 stycznia tłum zwolenników Donalda Trumpa wdarł się do Kapitolu, siedziby Kongresu Stanów Zjednoczonych USA. O czym świadczy to niecodzienne wydarzenie?

Dr Krzysztof Kawęcki: Przede wszystkim, jest to potwierdzenie daleko idących podziałów, obecnych w Stanach Zjednoczonych. Także wyraz krytycznego stanowiska znacznej części społeczeństwa amerykańskiego - przywiązanego do tradycji konserwatywnych – do tak zwanych „elit lewicowych” i mediów lewicowych. I oczywiście, widać tu również przekonanie, że wyniki ostatnich wyborów nie są wiarygodne. Bo na pewno doszło do nadużyć, a być może nawet do fałszerstw. Powiedziałbym zatem, że jest to po prostu wyraz zupełnego braku zaufania do establishmentu finansowo – medialno-politycznego Stanów Zjednoczonych. Bo tu nie chodzi tylko o poglądy.

Można powiedzieć, że jest to też wyraz obaw przed tym, co szykuje administracja Joe Bidena?

Pewnie tak. Dlatego, że ta reakcja była bardzo gwałtowna. Niewątpliwie emocjonalna. Do końca zresztą nie znamy kulis tej sytuacji. Bo jest ona zupełnie nieprawdopodobna: można było wtargnąć na Kapitol, do jego sal. Przecież jest to miejsce w sposób szczególny strzeżone, więc niektórzy mówią wręcz o możliwości prowokacji. Realizowanej po to, aby uderzyć w Donalda Trumpa, czy w ogóle w konserwatywną część Republikanów. Ale nie wiemy, czy ta teza jest rzeczywiście uprawniona. Na pewno wśród demonstrujących byli przedstawiciele różnych radykalnych grup występujących w Stanach Zjednoczonych, ale również ci, którzy są przywiązani do wartości tradycyjnych, do wartości amerykańskich.

Wspomniał pan o Donaldzie Trumpie. Trump wpierw łagodnie wezwał swoich zwolenników do rozejścia się. Później mówił już o nich bardzo ostro. Czym była spowodowana ta zmiana?

Przede wszystkim, Donald Trump od samego początku wyrażał jednoznaczne stanowisko: wybory zostały sfałszowane, on je wygrał, wyniki są nieprawdziwe. Trudno powiedzieć, na czym opierał swoją wiedzę. Może miał dane, których my nie znamy? Natomiast, pewnie liczył w pierwszej fazie protestu na to, że wiceprezydent Mike Pence – zgodnie ze swoimi możliwymi uprawnieniami – po prostu doprowadzi do takiego rozwiązania, które będzie korzystne właśnie dla Trumpa. I myślę, że na tym ta strategia polegała. Stąd też pewnie prezydent przyjął z zadowoleniem, zrozumieniem i pewną satysfakcją, ten protest części Amerykanów przed Kapitolem w trakcie obrad Kongresu. Dlatego, że to miała być pewna forma nacisku. Ale kiedy już doszło do deklaracji Mike'a Pence’a, Donald Trump stracił nadzieję na oczekiwane przez siebie rozwiązanie i zapewne w imię jakiejś odpowiedzialności zmienił swoją postawę. Po to, aby nie doszło do eskalacji, do niepotrzebnych ofiar. A jak wiemy, są ofiary śmiertelne, również ranni.

A jak – według pana – będą wyglądały dalsze losy Donalda Trumpa?

Myślę, że Donald Trump będzie osobą wyrażającą opinię konserwatywnej Ameryki. Pewnym autorytetem dla części Amerykanów, podzielających poglądy republikańskie. Ale nie sądzę, żeby odegrał jakąś pierwszorzędną rolę polityczną. To znaczy, żeby na przykład, był w przyszłości kandydatem Republikanów na prezydenta i to nie tylko ze względu na wiek. Joe Biden jest przecież starszy, niż będzie Donald Trump za cztery lata. Natomiast, wydaje mi, że chyba mamy tu do czynienia z brakiem mocnego wsparcia dla Donalda Trumpa ze strony kierownictwa Partii Republikańskiej.

Oczywiście Donald Trump i jego grupa na pewno będą znaczący w Partii Republikańskiej, ale chyba jednak nie będzie to nurt dominujący. Zresztą, w samej Partii Republikańskiej też są przecież różne podziały i pozycja Donalda Trumpa nie była aż taka – mimo wszystko – mocna.

To pokazuje, że mocno konserwatywne skrzydło Partii Republikańskiej wcale nie jest – niestety - silne. Natomiast sam Donald Trump będzie bardzo popularną osobą. Znaczącą w elektoracie Partii Republikańskiej. I z tym będą musieli się liczyć również Republikanie. Przede wszystkim ci, którzy chcą osiągnąć sukces, kandydując do Kongresu lub Senatu. Dlatego, że odcięcie się w jakiś sposób od Donalda Trumpa może spowodować, że ich możliwości mocno się zmniejszą.

Uważam, że Donald Trump będzie nadal cieszył się dużą popularnością w elektoracie, ale nie sądzę, żeby osobiście przejął przywództwo w Partii Republikańskiej i stał się osobą numer jeden.

Czy to, co się stało 6 stycznia, osłabiło Donalda Trumpa?

Myślę, że – paradoksalnie - może on teraz odegrać dużą rolę jako pewien autorytet, jako osoba, która kształtuje w społeczeństwie amerykańskim to, co się czasem nazywa „rządem dusz”. Chodzi oczywiście o konserwatywną część Amerykanów.

Trump na pewno będzie odniesieniem. Pewnym symbolem. Jego pozycja po latach będzie mocniejsza niż teraz. Powiedziałbym: bardziej ugruntowana. Jako tej osoby, która próbowała przywrócić Ameryce i wielkość i to „konserwatywne oblicze”, które USA - niestety - co najmniej od lat osiemdziesiątych – po prostu tracą. Dzieje się tak za sprawą ofensywy środowisk liberalno-lewicowych, mediów oraz Partii Demokratycznej. A więc Donald Trump stanie się uosobieniem próby odzyskania pozycji neokonserwatyzmu, który w Stanach Zjednoczonych został utracony przynajmniej już przed czterdziestu laty.

Będzie też pewnie odbierany jako ofiara lobby finansowo-medialno-politycznego. Bo chociażby, różne amerykańskie pracownie sondażowe z pewnością „pracowały” na wynik Joe Bidena. Ich prognozy przecież, miały na celu kształtowanie określonych postaw, a nie pokazywanie rzeczywistego poparcia dla Donalda Trumpa.

 



Źródło: niezalezna.pl

#Donald Trump #dr Krzysztof Kawęcki #Krzysztof Kawęcki #USA #Stany Zjednoczone #politolog

Eryk Łażewski