Wysocy rangą dyplomaci z USA i Chin spotkali się twarzą w twarz po raz pierwszy, odkąd władzę w Waszyngtonie objęła administracja prezydenta Joe Bidena. Od samego początku atmosfera rozmów była nerwowa, dialog nie przyniósł przełomu w wyjątkowo napiętych relacjach obu mocarstw.
"NYT" zauważa, że przed szczytem "amerykańscy urzędnicy przewidywali, że dyskusje nie pójdą dobrze".
- "Mieli rację: tradycyjne kilka minut powitania i uwag przekształciło się w ponad godzinę publicznych potyczek słownych, potwierdzając oczekiwany konfrontacyjny ton między geopolitycznymi rywalami"
- konstatuje dziennik. Strony wzajemnie oskarżały się o łamanie uzgodnionego protokołu.
- "Główny dyplomata Komunistycznej Partii Chin (KPCh) Yang Jiechi oskarżył Stany Zjednoczone o protekcjonalne podejście do rozmów i ocenił, że delegacja amerykańska nie ma prawa oskarżać Pekinu o łamanie praw człowieka ani wygłaszać wykładów na temat zalet demokracji"
- przekazuje "NYT". - "Stwierdził, że Stany Zjednoczone powinny naprawić własne, głęboko zakorzenione problemy, wskazując na położenie Afroamerykanów".
W ocenie "NYT" sekretarz stanu Antony Blinken "początkowo wydawał się zaskoczony". Szef dyplomacji USA rozpoczął rozmowy od zapewnienia, że jego celem jest "wspieranie interesów Stanów Zjednoczonych i wzmacnianie międzynarodowego porządku opartego na zasadach".
- Alternatywą dla porządku opartego na zasadach jest świat, w którym rządzi siła, a zwycięzcy biorą wszystko. A to byłby znacznie bardziej brutalny i niestabilny świat dla nas wszystkich
- powiedział Blinken.
Źródło "NYT" przekazało, że dyskusja "ostygła po wyjściu dziennikarzy z sali i zaowocowała merytoryczną rozmową, która trwała znacznie dłużej niż pierwotnie planowano". Po zakończeniu szczytu Blinken poinformował, że w niektórych sprawach interesy Waszyngtonu i Pekinu "są zbieżne". Wśród nich wymienił Iran, Koreę Północną, Afganistan oraz kwestie klimatyczne.
"NYT" ocenia, że nowa polityka Waszyngtonu wobec ChRL "opiera się w dużej mierze na konkurencji - gospodarczej i dyplomatycznej". Stany Zjednoczone mają być jednak gotowe "do naprzemiennej współpracy lub konfrontacji z Pekinem, gdy zajdzie taka potrzeba".
- "Rozmowy w Anchorage miały na celu ustalenie punktów odniesienia dla tego podejścia"
- twierdzi nowojorski dziennik.