Na zachodzie Europy w ostatnich tygodniach coraz mocniej słychać głosy deklarujące odwrót od sprzętu wojskowego z USA na rzecz produkcji europejskich.
Niemcy pilnują interesów
Głos taki wybrzmiewa w niemieckich mediach, które mocno orientują na interesy tamtejszej zbrojeniówki. Benedikt Fuest na łamach "Die Welt" przekonuje, że Europa stała się zbyt zależna od USA w kontekście zbrojeń, co nazywa wprost "strategicznym błędem". Fuest porusza wątek m.in. F-35. W Niemczech napędzane są obawy, jakoby USA miały "zdalnie wyłączyć" maszyny.
Inwestycje w europejski przemysł zbrojeniowy są dla Niemców szczególnie istotne. Jak donosił niedawno Reuters, branża, która ma duże znaczenie dla gospodarki naszych zachodnich sąsiadów, może stanowić koło zamachowe dla wyjścia niemieckiej ekonomii z impasu, szczególnie przy słabej sytuacji flagowego przemysłu samochodowego.
Rheinmetall, jeden z największych producentów uzbrojenia w Niemczech, zapowiedział niedawno przestawienie produkcji w dwóch zakładach z części samochodowych na systemy obronne. Kolejny producent - Hensoldt - zapowiada zwiększenia zatrudnienia.
Jak wynika z danych EY, podniesienie przez Niemcy wydatków na obronność do 3 proc. PKB może wywołać efekt powstania blisko 250 tys. nowych miejsc pracy. Kandydat na kanclerza, Friedrich Merz (CDU) zapowiedział niedawno zwiększenie przez Niemcy wydatków na obronność m.in. poprzez wyłączenie ich z zasady "hamulca zadłużenia".
Macron: Nie kupujmy poza Europą
W ubiegłym tygodniu prezydent Francji, Emmanuel Macron, wprost zadeklarował, że UE "nie powinna wzmacniać swoich zdolności obronnych, kupując broń spoza Europy". To także mocny sygnał dla ważnego gracza, jakim jest przemysł zbrojeniowy we Francji.
- W obliczu obecnych zagrożeń (...) musimy w ciągu najbliższych lat zbudować autonomiczne zdolności obronne Europy. (…) W tym celu należy określić obszary priorytetowe, czyli takie, gdzie jesteśmy zależni (od podmiotów pozaeuropejskich). Następnie zidentyfikować najlepsze firmy (...) i spróbować poprawić oraz przyspieszyć ich zdolności produkcyjne - powiedział Macron po nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Europejskiej.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wskazała w niedzielę, że "UE nie może wydawać większości pieniędzy na zbrojenie w krajach trzecich".
- Musimy zastanowić się na tym, jak to zrobić, ale generalnie nasz plan musi przełożyć się też na badania, rozwój i nowe miejsca pracy tu w Europie. (…) Mówię o tym, że nastąpi to stopniowo, ponieważ powodem, dla którego dzisiaj wydajemy 80 proc. na obronność poza UE, jest to, że potrzebujemy tego pilnie już teraz i tych zdolności tu nie ma - przekazała szefowa KE.
Podczas ubiegłotygodniowego szczytu UE, przyjęto wstępnie plan "ReArm Europe". Ma on umożliwić zmobilizowanie do 800 mld euro na obronność m.in. dzięki poluzowaniu unijnych reguł wydatkowych, pożyczkom w wysokości 150 mld euro dla krajów członkowskich gwarantowanym z unijnego budżetu i przekierowaniu funduszy z polityki spójności.
Polski filar relacji z USA
W kontrze do deklaracji unijnych przywódców stoją zbrojeniowe plany Polski podjęte w dużej mierze jeszcze przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Głównymi partnerami w zakupach nowoczesnego wyposażenia i uzbrojenia są bowiem dla Polski Stany Zjednoczone (m.in. samoloty F-35, śmigłowce AH-64 Apache, system Himars, czołgi M1A1 Abrams) oraz Korei Północnej (armatohaubice K9, czołgi K2 oraz systemy rakietowe Chunmoo).
Polskie wydatki na obronność są jednymi z największych w NATO. Taka polityka stanowi jeden z filarów polskich relacji bezpieczeństwa między Warszawą a Waszyngtonem. Obecna administracja USA wielokrotnie podkreślała lojalną postawę Polski wobec zobowiązań podjętych na szczytach NATO w zakresie wydatków na obronność, a także zdecydowaną reakcję w związku z toczącą się na Ukrainie wojną.
Krytycznie koncepcję Europy ocenia Mariusz Błaszczak, były minister obrony narodowej.
- Maski opadły… W „wielkim, europejskim” planie zbrojeń nie chodzi o bezpieczeństwo, tylko o kasę dla Niemiec i Francji. Tusk znowu stanie się narzędziem w rękach starej Unii Europejskiej. To dlatego MON wstrzymuje zakup 500 Himarsów i czołgów K2 wraz z uruchomieniem ich produkcji w Polsce… żeby nie podpaść Berlinowi, Brukseli i Paryżowi
- napisał w mediach społecznościowych Błaszczak.