"Poprosiłem Rosjan: dajcie nam dwie-trzy grupy dziennikarzy na wszelki wypadek" – poinformował dziś prezydent Alaksandr Łukaszenka, potwierdzając, że w białoruskiej telewizji państwowej zatrudniono rosyjskich "specjalistów" w związku z odejściem niektórych pracowników z powodu protestu.
Łukaszenka oświadczył, że pomysł sprowadzenia dziennikarzy z Rosji pojawił się, gdy niektórzy pracownicy telewizji „wyskoczyli na ulicę i zaczęli mityngować”.
Na fali protestów i informacji o przemocy milicji wobec obywateli niektórzy operatorzy i dziennikarze telewizji państwowych odeszli ze swoich stanowisk.
- Dobrze, sytuacja się ustabilizowała. Kto chce, ten pracuje. Kto nie chce - nie. A Rosjan nawet zapraszałem – dajcie mi jedną grupę do poolu prezydenckiego (specjalnej grupy dziennikarzy pracujących z głową państwa), żeby inni widzieli, jak oni pracują. Znam tych ludzi, telewizja jest dobra
– powiedział Łukaszenka.
- My Rosjanom w ogóle nie płacimy. Słuchajcie, czy ja nie znajdę w Rosji przyjaciół, którzy wesprą te sześć czy dziewięć osób
– dodał.
O tym, że do pracy w białoruskiej telewizji państwowej Biełteleradiokompania (BT) przystąpili rosyjscy pracownicy informowały w ostatnich dniach media niezależne, powołując się na źródła w tej instytucji. Część pracowników BT oraz dwóch innych telewizji państwowych wzywała do strajku i domagała się uczciwego relacjonowania wydarzeń w kraju, w tym protestów powyborczych. Większość zespołów nie poparła tych apeli.