Kreml krok po kroku ogranicza w Rosji wolność internetu. Niedawno głośno się zrobiło o przyjęciu ustaw przewidujących kary za rozpowszechnianie w internecie nieprawdziwych wiadomości (fake newsów). A dzisiaj rosyjskie władze wzięły się za obronę założyciela serwisu WikiLeaks Juliana Assange'a w Londynie. - To cios dla wolności słowa i praw dziennikarzy - oświadczyła dziś rzeczniczka MSZ Rosji Maria Zacharowa.
Jak pisały światowe media w połowie marca, wyższa izba parlamentu Rosji, Rada Federacji, przyjęła krytykowane przez obrońców praw człowieka projekty ustaw przewidujące kary za rozpowszechnianie w internecie nieprawdziwych wiadomości (fake newsów) oraz kary za znieważanie władz w internecie.
W planach Kremla jest nawet całkowite odcięcie się od światowej sieci internetu. Jednak zgodnie z sowiecką tradycją o najgorsze Moskwa oskarża nie siebie, tylko państwa zachodnie. Dziś jej przedstawicieli wzięli w obronę Juliana Assange'a.
- W ogóle ta historia z prześladowaniem go, z nagonką, z utworzeniem nieludzkich warunków do życia, to puszczenie w niepamięć wolności słowa i prawa do rozpowszechniania informacji, to cios dla praw dziennikarzy
- powiedziała rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa. - Nie może być żadnych innych ocen tej sytuacji - wskazała.
Wcześniej tego dnia rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow wyraził nadzieję, że wszystkie prawa aresztowanego Assange'a będą przestrzegane.
Aresztowanie 47-letniego Australijczyka przez brytyjską policję było możliwe, gdyż władze Ekwadoru podjęły decyzję o cofnięciu udzielonego mu azylu politycznego i pozwoliły funkcjonariuszom brytyjskiej policji na wejście na teren ambasady, gdzie przebywał od siedmiu lat.
Assange ukrywał się w ekwadorskiej placówce dyplomatycznej przed brytyjską policją, która chciała go aresztować za zlekceważenie wezwania do stawienia się w sądzie w 2012 roku. Wezwanie to dotyczyło wydanego przez Szwecję międzynarodowego nakazu aresztowania w związku z oskarżeniami o molestowanie seksualne i gwałt.
Szwedzcy śledczy zrezygnowali później z prowadzenia tego postępowania, ale szef WikiLeaks nadal pozostawał w ambasadzie Ekwadoru. Jego prawnicy argumentowali, że mógłby zostać wydany władzom USA w związku z ujawnianymi przez WikiLeaks tajnymi amerykańskimi dokumentami dotyczącymi wojska i dyplomacji. Był to największy wyciek informacji w historii USA.