Kreml coraz częściej korzysta z cyberataków, które są częścią wojny hybrydowej wymierzonej w NATO. W ten sposób stara się wpłynąć m.in. na opinię publiczną. Jednym z takich przykładów był atak rosyjskich hakerów podczas kampanii prezydenckiej w USA. Z kolei według szefa Federalnej Służby Wywiadowczej (BND) Bruno Khala również Niemcy mogą się stać kolejnym celem rosyjskich cyberprzestępców. „Działania te mają wytworzyć atmosferę niepewności i wpłynąć na wynik wyborów parlamentarnych jesienią 2017 r.” – precyzuje dziennik „Süddeutsche Zeitung”. Na celowniku rosyjskich służb ma się znaleźć również Francja, w której wiosną 2017 r. odbędą się wybory prezydenckie.
NATO dopiero po zmasowanych atakach cybernetycznych na estońskie instytucje państwowe, media oraz banki w maju 2007 r. dostrzegło, że bezpieczeństwu w sieci nie poświęcano należytej uwagi. Zaczęło więc zabezpieczać własną sieć. Po latach pracy w 2014 r. podczas NATO-wskiego szczytu w Newport uznano cyberbezpieczeństwo za jeden z elementów w tzw. kolektywnej obronie. Stwierdzono również, że najpoważniejsze ataki w cyberprzestrzeni będą stanowiły przyzwolenie do możliwego skorzystania z artykułu 5. Traktatu Północnoatlantyckiego o wzajemnej obronie członków NATO. – Może to oznaczać zarówno fizyczny kontratak na państwo, które dopuściło się takiego ataku, bądź uderzenie cybernetyczne – mówi „Gazecie Polskiej Codziennie” dr Marcin Terlikowski, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).
Więcej w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".
Reklama