Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Quo vadis, Europo? Tyle szariatu, na ile sami pozwolimy

Imam Abu Adam żyje w Lipsku ze swoimi czterema żonami i dziesięciorgiem dzieci. Oficjalnie poligamia jest w Niemczech zakazana, ale dla wyznawców islamu robi się wyjątek.

Georgie Pauwels  https://creativecommons.org/ licenses/by/2.0/
Georgie Pauwels https://creativecommons.org/ licenses/by/2.0/
Imam Abu Adam żyje w Lipsku ze swoimi czterema żonami i dziesięciorgiem dzieci. Oficjalnie poligamia jest w Niemczech zakazana, ale dla wyznawców islamu robi się wyjątek. W Wielkiej Brytanii od początku lat 80. XX w. równolegle do brytyjskiego wymiaru sprawiedliwości działają sądy szariackie. Jest ich dziś aż 85, a ich istnienie pozwala na pomijanie brytyjskich organów ścigania i sprawiedliwości. W Holandii do ośrodków dla uchodźców trafiają dzieci w ciąży. Trzynasto-, czternastoletnie żony z syryjskimi paszportami, które lada moment ściągną do Europy swoich podstarzałych mężów. A sędziowie europejskich sądów potrafią uzasadnić wyrok... wersetami z Koranu. Populistyczne brednie? Mowa nienawiści wymierzona w wyznawców islamu? Nie, to nasza rzeczywistość, zbudowana nie przez muzułmanów, lecz przez europejskie sądy, parlamenty i władze lokalne. Obraz kontynentu, który nie wyciągnąwszy żadnych wniosków z fiaska multi-kulti, brnie w kolejną ślepą uliczkę.

Luterański pastor Gottfried Martens na łamach miesięcznika „Nowe Państwo”, mówiąc o problemach, na jakie narażone jest państwo niemieckie w związku z napływem muzułmańskich imigrantów, z mocą podkreślał obowiązek przestrzegania reguł państwa prawa. Nawet wtedy, gdy rodzi się zasadne pytanie o to, czy ta formuła w stosunku do ludzi żyjących na bakier z zasadami prawa cywilizacji zachodniej jest sensowna. Pastor Martens zawyrokował, że nie ma innej drogi i imigranci muszą się dostosować do nas. To: „muszą” zakładało oczywiście przestrzeganie prawa niemieckiego. Dopiero kilka godzin po tej rozmowie przyszła myśl, że przecież to prawo niemieckie, duńskie, brytyjskie etc. dostosowuje się do reguł prawa islamskiego. Swoimi ustępstwami względem mniejszości, która ten gest postrzega jako godną pogardy słabość. Jest to proces ledwie zauważalny z perspektywy polskiej, ale już doskonale widoczny dla mieszkańców Europy Zachodniej. Czy ktoś będący przy zdrowych zmysłach jest sobie w stanie wyobrazić rozstrzyganie o spadku w arabskim sądzie na podstawie prawa obowiązującego we Francji albo uzasadnianie wyroku przez afgański sąd cytatami z Pisma Świętego? Aż strach pomyśleć, co by spotkało tak ekscentrycznego sędziego np. w Arabii Saudyjskiej czy Mauretanii. Zresztą nie ma co sobie nawet łamać tym głowy – taka sytuacja jest po prostu niemożliwa. A w Europie wszystko jest możliwe. Jeżeli islam – jak podkreśla kanclerz Niemiec – jest częścią Niemiec, to szariat też nią jest. Ze wszystkimi konsekwencjami.

Sprawiedliwość z sury

Jeszcze kilkanaście lat temu czołowi politycy w Niemczech z Angelą Merkel na czele zapewniali, że w ojczyźnie Goethego obowiązuje prawo niemieckie i nie ma mowy o tym, by instytucje państwa kiedykolwiek kierowały się w swoich decyzjach prawem szariatu. Te zapewnienia można jednak między bajki włożyć. Sądy w Niemczech już nieraz wydawały orzeczenia na podstawie wersetów z Koranu albo w najlepszym razie łagodziły wyroki dla wychowanych w kulturze islamskiej przestępców, uzasadniając to „specyficznymi warunkami otoczenia”.

W 2000 r. Federalny Sąd Społeczny w Kassel oddalił skargę Marokanki, która nie chciała podzielić się emeryturą po zmarłym mężu z jego drugą żoną. Sędzia, posiłkując się prawem szariatu, nakazał kobiecie dokonanie podziału. Pięć lat później głośnym echem odbiła się sprawa morderstwa honorowego na Turczynce Hatun Sürücü. Dziewczyna, zdaniem rodziny, przejęła zachodni styl życia i przez to była powodem wstydu. Hatun zginęła na jednym z berlińskich przystanków autobusowych, zastrzelona przez młodszego brata Ayhana. W sądzie nie udało się udowodnić, że egzekucję planowała cała rodzina. Tylko sprawca poniósł karę. Dostał 9 lat więzienia. Po rozprawie bliscy poklepywali go z uznaniem po plecach, a ojciec ostentacyjnie wręczył mu w prezencie zegarek. Dla każdego, kto posiadał choćby elementarną wiedzę o morderstwach honorowych, Ayhan był jedynie narzędziem w rękach klanu, bohaterem, który z ich perspektywy uchronił rodzinę przed hańbą. Dla niemieckiego wymiaru sprawiedliwości był jednak niezrównoważonym emocjonalnie 18-latkiem, który w napadzie furii zastrzelił siostrę. Ayhan wyszedł z więzienia w zeszłym roku, mieszka dziś w Stambule, prowadzi bar z kebabem. Jego bliscy, którym na sucho uszło podżeganie do morderstwa, dopiero teraz mają kłopoty. Po 10 latach od zbrodni sprawie raz jeszcze przygląda się prokurator. Tyle że już nie niemiecki, lecz ten nad Bosforem. 6 października rozpoczął się proces dwóch pozostałych braci Hatun. To, co było niewykonalne w państwie UE, stało się możliwe w niespełniającej standardów unijnych Republice Turcji.

W 2007 r. Niemców zbulwersował inny wyrok. 26-letnia Marokanka złożyła skargę na męża, który ją bił, znieważał i groził śmiercią. Adwokat kobiety wniosła o jak najszybsze orzeczenie o rozwodzie, wskazując na zagrożenie dla zdrowia i życia swojej klientki. Sędzia nie stwierdziła jednak takiej konieczności. Jej zdaniem kobieta powinna sobie zdawać sprawę, że wychodząc za muzułmanina, musi się liczyć z jego specyficznym podejściem do płci przeciwnej. Jakby tego było mało, podparła się jeszcze słynnym wersetem 34 z sury 4, czyli tzw. Sury An-Nisa (Sura kobiety), który brzmi: „Mężczyźni mają pierwszeństwo nad kobietami, ponieważ Bóg dał im wyższość nad nimi i wyposaża je przez mężczyzn. Żony powinny być posłuszne, zachowywać tajemnice mężów swoich, gdyż pod ich straż niebo je oddało; mężowie doznający ich nieposłuszeństwa mogą je karać, zostawić w osobnych łożach, a nawet bić je; uległość niewiast powinna dla nich być ochroną od złego z nimi obchodzenia się”. Ten wyrok już przeszedł do historii niemieckiego sądownictwa. Media okrzyknęły sędzię „najsroższym z imamów”. Aż dziw, że na dokładkę nie kazała wymierzyć krnąbrnej Marokance kary chłosty.

I jeszcze kwiatek z prawa spadkowego. W 2010 r. obywatelka Niemiec, wdowa po Irańczyku, otrzymała z monachijskiego sądu informację, że musi podzielić się spadkiem po mężu z jego rodziną w Iranie. Uzasadnienie? Mężczyzna miał irański paszport, więc sprawa została rozpatrzona zgodnie z prawem obowiązującym w jego ojczyźnie, a tam wszystko reguluje szariat. Nikt nie wnikał w to, że mężczyzna przez 35 lat małżeństwa nawet do Iranu nie jeździł, wdowa otrzymała zaledwie jedną czwartą spadku, resztę rozdysponowano między kuzynów zmarłego.

Poligamia? Nie ma sprawy

Imam Abu Adam żyje w Lipsku ze swoimi czterema żonami i dziesięciorgiem dzieci. Czy słońce, czy śnieg, przechadza się ulicami niemieckiego miasta w białej szacie, na głowie czerwono-biała chusta, każdy, kto go mija, odnosi wrażenie, że właśnie spotkał sobowtóra Osamy bin Ladena. Dyplomowany teolog i imam podlegający Ministerstwu Religii Kuwejtu, który swoją wiedzę o Koranie zdobywał w Arabii Saudyjskiej, Egipcie, Libii, Pakistanie i Zjednoczonych Emiratach Arabskich, dziś uchodzi w Niemczech za speca od zawracania z niebezpiecznej drogi potencjalnych dżihadystów. Niedawno magazyn „Die Zeit” opisał historię niemieckiego konwertyty, który dzięki imamowi opamiętał się i nie wyjechał do Syrii na świętą wojnę. Abu Adam miał chłopakowi zaaplikować terapię szokową, z potencjalnego terrorysty zrobił pilnego ucznia i przyszłego maturzystę. Nie wszyscy w Niemczech są jednak zachwyceni imamem z Lipska. W 2012 r. Urząd Ochrony Konstytucji sklasyfikował go jako salafitę i objął tym samym obserwacją.

Uwagę służb zwróciły jego mało europejskie wypowiedzi dotyczące kobiet, Żydów i powstania państwa wyznaniowego. Abu Adam odpiera wszystkie zarzuty, twierdząc, że źle go zrozumiano, i zapewnia, że owszem, jest konserwatywnym muzułmaninem, ale cieszy się szacunkiem niemieckich instytucji, jest częstym gościem polityków z SPD i generalnie bardzo dobrze czuje się w niemieckiej rzeczywistości. Ta z kolei, jak widać, odpłaca mu się tolerowaniem poligamii, która w Niemczech jest przecież karalna (z § 172 Kodeksu karnego). W internecie można znaleźć zdjęcia rodzinne Abu Adama i czterech czarnych postaci szczelnie zakrytych od stóp do głów. Te postacie to oczywiście szczęśliwe małżonki w nikabach. Rodzinna sielanka imama została nieco zachwiana w listopadzie 2010 r., kiedy jego druga żona, Shaza H., oskarżyła go o pobicie. Kobieta twierdziła, że mąż uderzył ją pięścią w twarz i zadał kilka ciosów w brzuch. Obdukcja potwierdziła, że Shaza ma silne obrażenia, a imam powędrował do więzienia, gdzie spędził 79 dni. W lutym 2011 r. kobieta zmieniła wersję wydarzeń. Obrażenia były wynikiem nie pobicia, lecz upadku z ruchomych schodów – twierdziła. Śledczy nie byli przekonani do nowej wersji, ale Shaza zarzekała się, że oczerniła męża, ponieważ szukała pretekstu, by uzyskać rozwód. Koniec końców sąd uznał ją za winną krzywoprzysięstwa i wydał wyrok dziewięciu miesięcy w zawieszeniu. Abu Adam odzyskał zaś wolność i sfotografował się dla tabloidów ze swoimi (wówczas jeszcze trzema) żonami. Shazę można było rozpoznać po bukiecie kwiatów wręczonych przez męża na zgodę.

Media napisały potem, że mąż jej wybaczył, ale już nie przyjął pod wspólny dach. Dziś imam-celebryta pokazuje się z czterema czarnymi postaciami, tylko blond loki niektórych pociech zdradzają, że nie wszystkie żony Abu Adama wywodzą się z Bliskiego Wschodu. Wiadomo, że jedna z nich jest Niemką, jedna Rumunką, pozostałe to Syryjki. Dlaczego Niemcy pozwalają imamowi na wielożeństwo? Oficjalnie dlatego, że wszystkie związki zostały zawarte w krajach, gdzie poligamia jest dozwolona, a państwo niemieckie postawione już przed faktem dokonanym nie ma sumienia ani narzędzi prawnych, by w jakikolwiek sposób dyskryminować kolejne żony. Są więc takie małżeństwa w pewnym sensie akceptowane, co z kolei gwarantuje art. 3,6 Ustawy wprowadzającej do Kodeksu cywilnego, mówiący o tym, że stosunki prawne zawarte za granicą są kontynuowane w Niemczech, ale pod warunkiem, że nie są sprzeczne z „porządkiem publicznym”. A w środku Europy mężczyzna paradujący ze swoim haremem to przecież norma, więc nie ma o co kruszyć kopii.

To może sprzeczne z porządkiem publicznym jest chociaż subwencjonowanie każdej z żon i jej dzieci przez system socjalny czy ulgi podatkowe przyznawane ojcom tych ponadprzeciętnie dużych rodzin? Otóż nie, ponieważ opieka społeczna czy to Niemiec, czy Wielkiej Brytanii, nie chcąc krzywdy kobiet i ich dzieci, traktuje je na równi z kobietami i dziećmi ze związków normalnych, monogamicznych. Szacuje się, że w samych Niemczech 30 proc. muzułmanów ma więcej niż jedną żonę i każdej z nich, zgodnie z niemieckim prawem, należy się nie tylko zasiłek (mało która z nich pracuje), lecz także w razie śmierci równa część spadku, co jednoznacznie świadczy, że tego typu związki są w teorii nieuznawane, ale w praktyce jak najbardziej. Ewidentnie są to sytuacje, w których prawo państwa europejskiego przecina się z prawem szariatu, i to drugie okazuje się nadrzędne.

Poza tym niemiecki prawodawca może zapomnieć o tym, że muzułmanin pragnący poślubić drugą czy trzecią kobietę, będzie respektował zakaz wielożeństwa i nie przypieczętuje kontraktu na terenie Niemiec. W 2013 r. w niemieckiej telewizji w programie poświęconym poligamii wypowiedział się imam, który podkreślił, że kiedy ktoś go poprosi o szariacki ślub, to z pewnością „nie będzie biegł z pytaniem o zgodę do urzędników”. I taka postawa jest raczej regułą niż wyjątkiem. Nie po to powołuje się rady czy sądy szariackie, by konsultować potem orzeczenia z państwowymi organami prawa. A argument, że są to sądy nieformalne, a ich decyzje niewiążące, jest nietrafiony – sam fakt, że to przed imamem, a nie urzędnikiem państwowym muzułmanie rozwiązują swoje sprawy, świadczy o tym, że muzułmanie sami narzucili państwom, w których znaleźli schronienie, równoległe wymiary sprawiedliwości. Jeżeli jakiś polityk zastanawia się jeszcze, gdzie bije źródło braku integracji, niech pofatyguje się do jednej z 85 rad szariackich w Anglii i Walii.

Atmosfera w takim przybytku tylko z pozoru jest bardziej cywilizowana niż w Iranie czy Pakistanie. Kobieta, która chce np. rozwodu zgodnego z prawem szariatu, musi przyprowadzić na świadków dwóch mężczyzn i uiścić opłatę manipulacyjną (w Londynie to koszt rzędu ok. 400 funtów), mężczyzna w analogicznej sytuacji ogranicza się do trzykrotnego wypowiedzenia formułki: „rozwodzę się z tobą”. Nieważne – Londyn czy Lahore, reguły są te same. Nierówność ta, każąca wyznawcom islamu traktować kobietę de facto jak pół-człowieka, nie odstrasza jednak europejskich konwertytek przed zawarciem kontraktu małżeńskiego z muzułmaninem. Więcej – na portalach randkowych dla muzułmanów (np. Muslima.com) większość z tych kobiet wyraża zgodę na małżeństwo poligamiczne. A ile jest takich małżeństw w Europie? Dane są niepełne, ponieważ szara strefa szariatu nie pozwala na oszacowanie ich dokładnej liczby. W lipcu tego roku prawniczka Alina Khan ujawniła raport dotyczący małżeństw szariackich w Wielkiej Brytanii i oszacowała ich liczbę na 100 tys., jedna czwarta z nich to zdaniem Khan związki poligamiczne. Są to wszystko małżeństwa wyjęte spod prawa, niezarejestrowane w brytyjskich urzędach. Pewną prawidłowością jest, że na małżeństwa szariackie decydują się głównie muzułmanie poniżej 30. roku życia, należący do trzeciego pokolenia na Wyspach, są oni bardziej religijni od swoich rodziców.

Uwagę opinii publicznej zwrócił też w Wielkiej Brytanii raport baronessey Caroline Cox z Partii Konserwatywnej, która (w miarę możliwości) przyjrzała się działalności sądów szariackich pod kątem ich wpływu na muzułmanki zgłaszające się tam o pomoc. Z raportu Cox wynika, że wiele kobiet, które zwracają się do tych gremiów, czyni to pod presją rodzin i środowiska. Cox twierdzi, że zdarzają się sytuacje, kiedy kobieta wolałaby się udać na komisariat zamiast do sądu szariackiego, np. gdy mąż ją regularnie bije albo nie łoży na utrzymanie, ale taka decyzja zostałaby odebrana przez jej środowisko jako akt niewiary w nieomylność szariatu, co jest prawie równoznaczne z porzuceniem islamu, a za to grozi nawet śmierć. Istnieją ponadto bariery natury językowej, wiele muzułmanek mieszkających na Wyspach nawet nie mówi po angielsku. Łatwiej im zatem poruszać się w obrębie getta – jest ciasne, ale przynajmniej oswojone. To samo zresztą dotyczy muzułmanek w Niemczech. Wcześnie kończą edukację i są wydawane za mąż. Te, które się buntują, czeka kara. Najmilej widzianymi żonami są te z tureckich wiosek – łatwo nimi manipulować, rzadko się sprzeciwiają. Buntować zaczną się dopiero ich córki. Wiele z nich podzieli los Hatun.

Żona z podstawówki

Jest jeszcze kolejny ważny aspekt prawny, a raczej wyzwanie, z którym aktualnie mierzą się władze Holandii, a z którym zapewne przyjdzie zmierzyć się również Niemcom: małżeństwa z dziećmi. Jak wynika z przecieku z holenderskiego urzędu ds. imigracji, ponad 20 dziewcząt w wieku 13–15 lat ma niebawem w ramach łączenia rodzin dołączyć do swoich mężów, którzy przedostali się z falą uchodźców z Bliskiego Wschodu do Holandii, a 34 nieletnie żony już w zeszłym roku złożyły w Holandii wniosek o azyl. Mężowie dziewczynek są z reguły o co najmniej 20 lat starsi od nich, w cywilizacji Zachodu takie związki nazywa się pedofilskimi, na Bliskim Wschodzie nie należą jednak do rzadkości. Dziewczynki wydaje się wcześnie za mąż, by „nie przyniosły wstydu rodzinie”. W ostatnich latach natomiast wiele z nich oddaje się za żony dużo starszym mężczyznom w przejściowych ośrodkach dla uchodźców, chociażby w Turcji. Tu najczęstszym argumentem „za” jest rzekoma troska o ich bezpieczeństwo. Tyle że ich nowi mężowie patrzą na ten mariaż w sposób jak najbardziej tradycyjny i w zamian za rzekome poczucie bezpieczeństwa utrzymują z dziećmi stosunki seksualne. Czy pedofilia godzi czy nie godzi w nasz porządek społeczny? To się okaże.

Artykuł w pełnej wersji ukazał się na łamach miesięcznika „Nowe Państwo”, nr 11 (117)/2015.

 



Źródło: Gazeta Polska

#Europa #szariat #Islam

Olga Doleśniak-Harczuk