W windsurfingu zdobyła wszystko, co było do zdobycia, teraz chce się poświęcić rodzinie i szkolić młodych adeptów tej olimpijskiej dyscypliny sportu. - Wróciłam teraz do domu i mam czas, żeby szukać czegoś dla siebie. Fajnie by było się rozwijać w innej dziedzinie życia, najlepiej oczywiście związanej ze sportem, ale nie w roli sportowca – mówi w wywiadzie dla Niezalezna.pl multimedalistka Zofia Klepacka, która zdecydowała o zakończeniu swojej wyczynowej kariery.
Przemysław Obłuski: Skąd twoja decyzja o zakończeniu kariery sportowej?
Zofia Klepacka: Decyzja była spontaniczna, z nikim tego nie konsultowałam, nawet moi najbliżsi nic o tym nie wiedzieli. Po prostu, będąc na pucharze świata na Majorce stwierdziłam, że to jest mój czas, żeby skończyć. Poza tym straciłam sponsora.
Muszę się też zająć swoim klubem (UKS Nieporęt Klepacka Team), a mój syn ma w tym roku egzamin ósmoklasisty, więc nałożyło się na to parę rzeczy.
Czyli było to pełne zaskoczenie dla ludzi, z którymi pracujesz. Jak zareagowali?
Przyjechali trenerzy i dyrektor sportowy i pytali mnie czy coś się stało, o co chodzi. Ja powiedziałam szczerze, że na igrzyska olimpijskie już nie mam szans, jestem jako zawodnik rezerwowy. Powiedziałam, że taka jest moja decyzja, bo chcę się czymś innym w życiu zająć. To dojrzewało we mnie już od paru lat i miałam już taki moment, że chciałam skończyć.
Uprawiam dyscyplinę olimpijską i zdobywanie przez lat tych wszystkich pucharów, medali było dla mnie wielką dumą, bo reprezentowałam Polskę. Jak grają Mazurka Dąbrowskiego to jest przepiękne uczucie, takie szlachetne. Bo sport jest w ogóle czymś szlachetnym, jeśli rywalizuje się uczciwie i nie stosuje dopingu. Ale ja już wszystko, co mogłam osiągnęłam, wszystko w żeglarstwie poznałam. Brakuje mi olimpijskiego złota, ale medal z igrzysk przecież mam.
W ostatnich latach sporo się zmieniło w twojej dyscyplinie. Czy miało to jakiś wpływ na twoją decyzję?
Zmieniła się klasa olimpijska ma deskę z hydroskrzydłem i wszystkiego musiałam się nauczyć od początku. To jest całkowicie inna technika, nowe wyzwanie. Też warunki fizyczne nie pozwalały mi osiągać lepszych wyników sportowych, bo do tej klasy jestem za mała. Dziewczyny muszą ważyć 70 kg plus, a faceci po 100 kg, bo inni po prostu nie mają szans, to wynika z fizyki. A ja jestem już dojrzałym człowiekiem i chcę też się rozwijać w innych dziedzinach życia.
Jaki masz plan na swój klub? Chyba niełatwo jest zaczynać taki projekt od zera?
Klub już istnieje półtora roku, mamy już grupę zawodników. Zainwestowałam w to wszystkie moje pieniądze, a żeglarstwo to sport elitarny dla ludzi bogatych. Ale ja założyłam klub, żeby umożliwić pływanie dzieciom niekoniecznie z zamożnych domów. Chcę dać tę szansę wszystkim. Jest jakaś składka klubowa, ale w porównaniu do innych klubów bardzo mała. W innych klubach ta składka to 1000 zł miesięcznie, a u nas 350-450 zł za miesiąc. W każdy weekend są treningi i to nie jest godzina tylko po kilka godzin.
Kupiłam cały sprzęt, który jest bardzo drogi i wielu rodziców nie stać, żeby kupić dziecku deskę za 30 tys. zł. Nawet na początkujące pływanie to koszt 15 czy 20 tysięcy. Wszystkie pieniądze wpompowałam w ten projekt, ale robię to raczej z pasji, bo z tego pieniędzy nie ma. Ledwo wychodzę na plus i nie dokładam do tego, ale mogę robić coś dla innych. Pomaga mi przy tym brat, więc super, że możemy swoją pasją się dzielić z innymi.
Rodzina pewnie się cieszy, że w końcu będziesz w domu?
Poczekaj, zaraz spytam Michała (śmiech)… tak, mówi, że się cieszy. No cieszą się, dzieci się cieszą, bo w sumie za każdym razem, jak już byli starsi, to ciągle mówili: o jejku, znów wyjeżdżasz, musisz? Większe dzieci, to większe wymagania. To już nie jest tylko zabawa, to są rozmowy o życiu i ten kontakt jest bardzo ważny. Jak się teraz o to nie zadba, kiedy są nastolatkami, to potem może być ciężko
We wrześniu chcesz jeszcze wziąć udział w mistrzostwach Polski.
Tak. Po tych mistrzostwach chcę jeszcze takie oficjalne pożegnanie zrobić. I jeszcze zastanawiam się czy na mistrzostwach świata w formule open, które będą Pucku może wystartuję w czerwcu. Ale te mistrzostwa Polski będą definitywnym zakończeniem kariery.
Wspomniałaś o inwestycjach w klub. Czy są jakieś szanse na pomoc ze strony sponsorów?
O sponsorów jest bardzo ciężko, a żeglarstwo jest w Polsce sportem niszowym. Gdyby ten sport byłby w telewizji czy w mediach, to by byli sponsorzy, bo sponsor nie daje ci pieniędzy dlatego, że jest pasjonatem jakiejś dyscypliny. Poza wyjątkami jak w przypadku prezesa CCC, który kochał kolarstwo i zainwestował w ten temat. Ale to margines. Jestem w tym sporcie prawie 30 lat i bardzo dużo osiągnęłam, a jeśli chodzi o kobiety, to jestem - można powiedzieć - pionierem. Stwierdziłam, że warto by było założyć taki klub, a w podjęciu decyzji pomógł mi wójt Nieporętu. Ja nie wiedziałam, jak się za to zabrać, ale on mnie przekonał, docisnął. Poza tym sport wychowuje, a ja chciałam zrobić też coś dla innych, dla dzieci.
Teraz powstaje dużo klubów komercyjnych, nastawionych na zarabianie pieniędzy a takich, w których można poprowadzić zawodnika wyczynowo jest znacznie mniej. W tej sytuacji wiele sportów olimpijskich będzie umierało.
Pozostają freak fighty…
Dokładnie. Sama miałam niedawno taką propozycję, ale odmówiłam. Powiedziałam, że jak nie będę miała z czego żyć to się zastanowię (śmiech). Walka w oktagonie jest okej, ja się tego nie boję, ale ta cała otoczka mi nie pasuje. To są duże pieniądze, ale i patologia, a ja mam dzieci i jestem trenerem.
Mówisz, że trudno o sponsorów w tym sporcie, ale tobie się jakoś układało.
Ja miałam fart, bo nam się stosunkowo dobrze powodziło w komunie, dopóki tata ciężko nie zachorował. I w latach dziewięćdziesiątych było go stać, żeby mi kupić deskę za tysiąc dolarów. Mój tata za komuny zajmował się „handlem zagranicznym”, że tak powiem, to znaczy przemycał różne rzeczy. Już mogę o tym mówić, bo tata nie żyje. Tata jeździł na Węgry do Niemiec i nie raz miał w związku z tym nieprzyjemności, bo w czasie komuny siedział za to w więzieniu, ale dzięki temu dobrze nam się żyło. Tata pracował w pralniach, ale nie chciał tak żyć, a w Polsce była wtedy bieda. Jak ktoś nie był partyjniakiem, albo nie miał znajomości to była lipa. To była smutna Polska, można powiedzieć patologiczna, bo propaganda mówiła, że jest super, a było zupełnie inaczej.
I dlatego nie mogłam narzekać, że czegoś nie miałam. Swój duży kontrakt podpisałam przed największymi moimi osiągnięciami z firmą Vattenfall (miałam wtedy 19 czy 20 lat) i z taką organizacją cypryjską. I zaczęłam zarabiać duże pieniądze, a to było jeszcze wtedy, kiedy nie miałam medalu olimpijskiego i złotego medalu mistrzostw świata seniorów. Te zagraniczne firmy zainwestowały we mnie. Miałam szczęście, że ci sponsorzy mnie wypatrzyli i że dzięki mojemu tacie, który miał nad tym pieczę nikt mnie nie oszukał. W tamtych czasach bardzo wielu sportowców było oszukiwanych na kontraktach z menadżerami, tak było m.in. z Adamem Małyszem. Wszystko brał menadżer, a on dostawał jakieś ochłapy.
Czy Polski Związek Żeglarski może jakoś pomóc w prowadzeniu klubu?
Nie, związki sportowe raczej nie pomagają. Czasem jak jest trudna sytuacja, a zawodnik jest w kadrze, to jak mają sponsora mogą załatwić jakieś stypendium. Klub musi sam wyszkolić zawodnika, a jak już go wyszkoli i on jest dobry, to kadra go zabiera. Tak było w moim przypadku. Jest program „Klub” ministerstwa sportu, ale taki klub musi istnieć 3 lata, żeby dostać 10 tysięcy złotych na rok na jedną sekcję. To jest nic. Ale nas to na razie i tak nie dotyczy, bo istniejemy za krótko. Mamy wsparcie gminy na upowszechnianie sportu. To są drobne kwoty, ale gmina Nieporęt wspiera nas na ile może.
Mamy teraz trzech zawodników na foilach, na tych hydroskrzydłach. Ten sprzęt kosztuje 30 tysięcy i ludzie pytają mnie jak to będzie. Niektórzy mogą to kupić, ale niektórzy nie. My mówimy, że coś wykombinujemy i tak to wygląda. W zeszłym roku byliśmy już na mistrzostwach Polski i na pucharze Polski. Na razie rodzice płacą za te wyjazdy z własnej kieszeni.
W swoich mediach społecznościowych napisałaś, że w sobotę będziesz celebrować swój jubileusz i zakończenie kariery. No więc słuchamy: co, gdzie i kiedy?
Tak, w sobotę 27 kwietnia o godzinie 14 robimy tort w naszej bazie na terenie Centrum Rekreacji w Nieporęcie przy ul. Wojska Polskiego 3. Będzie sprzęt, będzie kilku starych sportowców, kilku czynnych, będzie trochę ludzi z różnych środowisk. Spotkamy się też z kibicami. Oficjalne zakończenie kariery będzie miało miejsce po mistrzostwach Polski, które odbędą się we wrześniu.