35 lat temu w Bukareszcie Andrzej Gołota zdobył wicemistrzostwo świata juniorów w wadze ciężkiej w boksie. W piątek w jego ślady poszedł niespełna 18-letni Jakub Straszewski, który na MŚJ w Kielcach wywalczył srebrny medal przegrywając w finale z Kubańczykiem Jorge Luisem Filemonem Lobainą. Pięściarz Championa Włocławek w całym turnieju spisywał się tak dobrze, że został nazwany „nowym Gołotą”.
Niezależna.pl: - Jakub Straszewski – nowy Gołota. Jak odbierasz porównania do jednego z najlepszych polskich bokserów w historii?
Jakub Straszewski: - Zdaję sobie sprawę, że jestem dopiero na początku schodów, na których szczycie stoi pan Andrzej. Ale nie ukrywam, porównania do takiej ikony sportu wprawiają mnie w ogromną dumę.
Andrzej Gołota to twój ulubiony bokser, czy też masz jakiegoś innego idola, na którym się wzorujesz?
Pan Andrzej i pan Tomasz Adamek stanowią dla mnie wielką inspirację, ale moim idolem jest Anthony Joshua.
Jakie są twoje mocne strony i nad jakimi elementami wyszkolenia musisz jeszcze popracować?
Moim atutem są nogi. Mało kto w mojej wadze porusza się na nogach tak jak ja. Natomiast co do braków, to zdecydowanie muszę poprawić walkę w półdystansie. W drugiej rundzie finału w Kielcach Kubańczyk mocno mnie przycisnął. Nadszedł kryzys i sądzę, że to właśnie przez tą cześć pojedynku przegrałem złoto.
Finałowy rywal Jorge Luis Filemon Lobaina jest od ciebie 16 miesięcy starszy. Myślisz, że ten fakt miał wpływ na twoją porażkę?
To był klucz do jego zwycięstwa. W tym wieku szesnaście miesięcy różnicy to przepaść. On jest już pełnoletni, a ja mam 17 lat. Dopiero nabieram męskości, brakuje mi jeszcze siły w uderzeniu.
Wcześniej w półfinale dałeś pokaz pięknego pięściarstwa i pewnie pokonałeś Hindusa Vishala Guptę. A po walce w bardzo emocjonalny sposób przed kamerami telewizyjnymi pozdrowiłeś mamę.
Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Dlatego wygraną z Hindusem zadedykowałem mamie i bratu – siedmioletniemu Gerardowi. On jest jeszcze za mały na boks, ale jeśli w przyszłości zdecyduje się na uprawianie tej dyscypliny, to będę bardzo szczęśliwy i zawsze mu pomogę.
Mówi się o tobie, że byłeś skazany na ring. Tata boksował, a dziadek przez lata działał w Polskim Związku Bokserskim. Mieli wpływ na to, że rozpocząłeś przygodę z pięściarstwem?
Ani tata, ani dziadek w ogóle nie wywierali na mnie presji. Zanim trafiłem do boksu, przez siedem lat uprawiałem judo. Jednak w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że treningi nie sprawiają mi radości. Zrozumiałem, że to nie to. W tym czasie oglądałem stare walki taty, przyglądałem się zdobytym przez niego medalom i pucharom. To działało na wyobraźnię. Do tego stopnia, że postanowiłem spróbować swoich sił w pięściarstwie. Ku radości taty i dziadka, którzy bardzo mnie wspierali.
Pamiętasz pierwszą walkę? Bolało?
Rzecz miała miejsce w 2017 roku w Grudziądzu podczas eliminacji do mistrzostw Polski młodzików. Wygrałem. A ból? Kiedy rozlegnie się gong rozpoczynający pojedynek, o bólu się nie myśli. Dominuje koncentracja i adrenalina.
Jakie uczucia towarzyszą ci, kiedy wchodzisz między liny? Jest strach?
Początkowo przed wejściem do ringu, mocno się stresowałem. Ale potem, bez pomocy psychologa sportowego, doszedłem do wniosku, że boks to nie pięści, ale przede wszystkim głowa. To w niej zapadają najważniejsze decyzje podczas walki.
Gdyby nie boks, to co?
Nie ma innej opcji, niż pięściarstwo! Nawet nie myślę, że mógłbym zajmować się inną dyscypliną. Boks to piękny sport!
W tym roku zdajesz maturę. Przedstaw się bliżej naszym czytelnikom. Czym się interesujesz, jak spędzasz czas poza salą treningową?
Mieszkam w internacie w Szczecinie, gdzie uczę się w szkole mistrzostwa sportowego o profilu bokserskim. Jako, że edukację rozpocząłem rok wcześniej niż rówieśnicy, na początku maja przystąpię do egzaminu maturalnego. Na tym głównie się teraz skupiam. Poza treningami swoją uwagę poświęcam rodzinie. Interesuję się natomiast motoryzacją. Z równie dużą sympatią podziwiam stare, zabytkowe auta, jak i supernowoczesne bryki.
Polski boks amatorski mocno kuleje. Ty też, wzorem innych wyróżniających się zawodników, zamierzasz wkrótce przejść na zawodowstwo?
Myślę, że na mistrzostwach w Kielcach pokazaliśmy, że z naszym boksem olimpijskim nie jest tak źle, że z Polską trzeba się liczyć. Żaden z naszych pięściarzy nie przegrał jednogłośnie, kilku chłopaków efektownie boksowało. Efekt przyniosła kapitalna praca, jaką wykonuje z nami trener Darek Kochanowski. Co do zawodowstwa, to nawet o tym nie myślę. Przede wszystkim jestem dopiero u progu kariery, a poza tym marzę o udziale w Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 2024 roku i wywalczeniu tam złota. To w tej chwili najbardziej mnie napędza do pracy.
Rozmawiał Piotr Dobrowolski