Jan Błachowicz pokonał faworyzowanego Israela Adesanyę w pierwszej obronie mistrzowskiego pasa UFC w wadze półciężkiej. Na polskiego wojownika czekała po walce lodówka pełna piwa. "Prawdziwe świętowanie będzie w Polsce. Potem zamykam się na dwa tygodnie z rodziną na działce” - powiedział "Cieszyński Książę".
Israel Adesanya, który króluje w wadze średniej UFC zdecydował się na pojedynek z Polakiem w wyższej kategorii. Atutem Nigeryjczyka miała być szybkość.
Był wolniejszy niż się spodziewałem, ale za to jego ciosy były silniejsze niż myślałem. Te dwa aspekty mnie zaskoczyły
- przyznał Błachowicz po zwycięstwie w walce wieczoru na gali UFC 259.
THE LEGEND GROWS!
— UFC (@ufc) March 7, 2021
🏆🇵🇱 @JanBlachowicz defends his LHW strap. #UFC259 pic.twitter.com/2CdNbJYzAn
Choć to Polak bronił zdobytego we wrześniu pasa, to faworytem sobotniej walki w Las Vegas był Adesanya.
Mnie to nie przeszkadza. W takiej roli mogę występować do końca moich sportowych dni. Mam satysfakcję, że ludzie, którzy stawiają na mnie u bukmacherów, cieszą się z wygranych
- powiedział "Cieszyński Książę".
Do Las Vegas przyleciał ponad dwa tygodnie przed walką. Przygotowania przebiegły zgodnie z planem. Jednak w trakcie pojedynku pojawił się kryzys.
Po trzeciej rundzie zaniepokoiłem się, bo oddech nie był taki jak powinien być. Jednak szybko się uspokoiłem i trochę zwolniłem tempo walki. Złapałem odpowiedni oddech i potem wszystko wróciło do normy.
Polak przewyższał rywala w elementach bokserskich. Nigeryjczyk natomiast był górą, jeśli chodzi o technikę kopnięć.
Jego pozycja nie odpowiadała mojemu stylowi kopnięć, więc więcej boksowałem. To mi odpowiadało, choć wszystko rozstrzygnęło się w parterze, bo decydujące były zapasy
- ocenił Błachowicz, który nie miał czasu na świętowanie w Las Vegas, bo w niedzielę o 10 rano lokalnego czasu zaplanowany miał wylot do Polski.
W hotelu czekała lodówka pełna piwa. Jednak prawdziwe świętowanie będzie w Polsce. Potem zamykam się na dwa tygodnie z rodziną na działce
- zakończył Błachowicz.