W inauguracyjnych zawodach cyklu Pucharu Świata w skokach narciarskich uczestnicy będą lądować nie na śniegu, a na igelicie. "Przy obecnych cenach za prąd nie podjął się bym produkcji śniegu" - powiedział dyrektor skoczni imienia Adama Małysza w Wiśle - Andrzej Wąsowicz.
W tym roku na skoczni imienia Adama Małysza będą rywalizować nie tyko mężczyźni, ale także panie. W piątek 4. listopada zostaną przeprowadzone kwalifikacje do sobotnich (5.11) konkursów indywidualnych Pucharu Świata, zaś w niedzielę (6.11) zarówno kwalifikacje, jak i konkursy.
Jedyna różnica między zawodami letniej Grand Prix - które także odbywały się w Wiśle - a nadchodzącymi jest taka, że zawodnicy będą zjeżdżać po torach lodowych, a nie porcelanowych. Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) podejmowała decyzję o takim rozpoczęciu zimowego sezonu w czasie, gdy ceny energii nie osiągnęły jeszcze takiego pułapu.
Jest to dla nas korzystne finansowo. Przy obecnych poziomie cen za energię elektryczną w życiu bym się nie podjął takiego zadania, produkcji śniegu, jak to czyniliśmy w poprzednich latach
- powiedział Wąsowicz.
Dyrektor obiektu w Wiśle nie kryje, że nie wie, czy ten eksperyment spodoba się publiczności, czy nie odbije się na frekwencji. Przyznał, że budżet się "domknie”, jeśli wpływy z biletów wyniosą 800 tys. zł. Ze względu na koszty nie będzie rozstawiona dodatkowa trybuna. W jednym dniu na obiekt będzie mogło wejść maksymalnie 6 100 kibiców.
Mamy zgłoszonych 21 reprezentacji. Poza nielicznymi wyjątkami ma do nas zjechać cała czołówka światowa
- zapewnił szef obiektu.
W 2021 r. w Wiśle Malince przeprowadzono konkurs drużynowy mężczyzn – który wygrali Austriacy (Polacy zajęli czwarte miejsce) - oraz indywidualny. W nim najlepszy był Austriak Jan Hoerl (najlepszy z Polaków Kamil Stoch zajął 11. miejsce). Wówczas jeszcze obowiązywały różne obostrzenia związane z pandemią wirusa SARS-CoV-2. Według słów Wąsowicz, na razie wygląda na to, że w tym roku nie będzie takich ograniczeń.