Krzysztof Głowacki został znokautowany w Rydze przez Łotysza Mairisa Briedisa w walce o awans do finału prestiżowego turnieju World Boxing Super Series, której stawką był też pas mistrza świata wagi junior ciężkiej federacji WBO. Nazwanie tej walki skandalem to najdelikatniejsze określenie.
W drugiej rundzie doszło do kilku nieczystych zagrań. Najpierw Głowacki trafił uderzył rywala w tył głowy, a po chwili Łotysz trafił mocno Polaka łokciem w twarz. Sędzia nie zakończył jednak pojedynku i nie nałożył dyskwalifikacji na zawodnika gospodarzy.
Chamski faul Briedisa
— Streetfight Bancho (@streetfitebanch) 15 czerwca 2019
Niedługo potem Polak dwa razy leżał na deskach po mocnych ciosach Briedisa, w drugim przypadku już po gongu kończącym starcie. Po raz trzeci wyraźnie osłabiony Głowacki, który bronił pasa WBO, upadł na ring na początku trzeciej rundy. Wówczas sędzia zakończył już pojedynek.
Po walce Łotysz z uśmiechem na ustach stwierdził, że świadomie uderzył Polaka łokciem. Słyszał również gong kończący rundę, ale nadal bił ogłuszonego po faulu Polaka. Kłopoty ze słuchem miał natomiast sędzia ringowy, który na to pozwalał. Briedis uderzył Głowackiego także w tył głowy, gdy ten półprzytomny padał na matę ringu.
Tak bezczelnego skandalu w bokserskim ringu świat chyba nigdy nie widział. Wiadomo było, że gospodarze gali zrobili wszystko by Polak przegrał, ale to co się stało stało nie mieści się w głowie. Promotor Głowackiego zapowiadał protest. Szansa na zmianę werdyktu jest jednak praktycznie żadna.