Roman Wójcicki w latach 80-tych XX wieku był czołowym obrońcą Widzewa Łódź i reprezentacji Polski. Ma w dorobku brązowy medal mistrzostw świata w Hiszpanii (1982). Choć po zakończeniu kariery odszedł od futbolu i jest właścicielem ośrodka fizjoterapii, to nadal z uwagą śledzi występy Biało–Czerwonych. Wójcicki, który od ponad trzydziestu lat mieszka w Niemczech, w rozmowie z Niezalezna.pl stwierdził, że: - Bayernowi kompletnie nie zależy na tym, żeby Robert Lewandowski zagrał na Wembley.
Niezalezna.pl: - Media w Polsce biją na alarm, że Robert Lewandowski może nie zagrać 31. marca przeciwko Anglii. A wszystko przez niemiecki Sanepid, który nakazał osobom wracającym z Wielkiej Brytanii siedmiodniową kwarantannę. Na to nie zgadza się klub „Lewego” - Bayern Monachium. Niemieckie służby sanitarne mogą pójść na rękę naszej reprezentacji i zrezygnować z wysłania „Lewego” na przymusowy odpoczynek?
Roman Wójcicki: - To niemożliwe! Przepisy są bardzo restrykcyjnie przestrzegane. Nie ma wyjątków. Przekonali się o tym piłkarze RB Lipsk, którzy, by uniknąć kwarantanny, musieli zabiegać w UEFA o przeniesienie meczu Ligi Mistrzów z Liverpoolem do Budapesztu. Może, gdyby interweniował Bayern, to udałoby się coś ugrać... Tyle, że monachijski klub nie ma żadnego interesu w puszczeniu Lewandowskiego na kadrę. Więcej, trzy dni po meczu Polski z Anglią, Bayern zagra z Lipskiem spotkanie, które może przesądzić o mistrzostwie Niemiec. Dlatego szefowie klubu z Monachium będą chcieli, żeby Robert został na miejscu. Mówiąc wprost – Bayern zrobi wszystko, żeby Lewandowski nie poleciał do Anglii.
Podobne problemy w Herthcie Berlin może mieć Krzysztof Piątek.
A z Francji docierają głosy, że władze ligi nie zgadzają się na wyjazd do kraju spoza Unii Arkadiusza Milika z Olympique Marsylia. Gdyby sprawdził się czarny scenariusz i zabrakłoby wszystkich trzech napastników, to w ataku Anglików straszyłby tylko osamotniony Karol Świderski z PAOK Saloniki. Nie zazdroszczę selekcjonerowi. Najbardziej odczuwalna byłaby oczywiście absencja Lewandowskiego. Robert już samą obecnością na boisku sieje postrach w obronie rywali. Ale cóż, żyjemy w dobie pandemii i musimy przyjąć określone reguły postępowania. Nie ma innego wyjścia. Na razie trzeba walczyć i zrobić wszystko, by „Lewy”, Piątek i Milik przyjechali na reprezentację. Myślę, że wszystko rozstrzygnie się do końca tego tygodnia.
Powadzi pan ośrodek fizjoterapii, więc pewnie miał pan już nie raz do czynienia z niemieckim Sanepidem?
Odpukać, żadnej kontroli dotąd nie mieliśmy. Ale i tak pierwsza fala COVID-19 mocno w nas uderzyła. Przez pierwsze trzy miesiące po wybuchu epidemii, działaliśmy w bardzo ograniczonym zakresie. Po prostu ludzie masowo rezygnowali z terapii. Pracownicy pojawiali się w ośrodku tylko dwa razy w tygodniu. Mniej więcej od lipca sytuacja znacznie się poprawiła. Pacjenci wrócili. Teraz w obliczu trzeciej fali koronawirusa, zabiegi co prawda odbywają się normalnie, ale przy maksymalnym przestrzeganiu zasad bezpieczeństwa. Pracujemy w maseczkach i rękawiczkach. Co chwilę w użyciu są płyny dezynfekcyjne. Przy masażu mamy bardzo bliski kontrakt z pacjentami, dlatego trzeba naprawdę uważać.
Jak w Niemczech radzicie sobie z trzecią falą wirusa?
Trwa taka mała kwarantanna. Wszystkie sklepy sieciowe i centra handlowe są zamknięte. Oprócz placówek spożywczych, ostatnio otwarto tylko sklepy ogrodnicze. Wiadomo, że trzeba nosić maseczki i zachowywać dystans. Do niedawna było tak, że w domach można było przyjmować tylko jedną osobę z zewnątrz. Teraz tą liczbę zwiększono do dwóch osób. Zakaz spotkań w większym gronie jest mocno przestrzegany, a niestosowanie się do poleceń władz sanitarnych grozi bardzo wysokimi karami.
Wróćmy do piłki. Jak pan przyjął zwolnienie Jerzego Brzęczka i powierzenie stanowiska selekcjonera reprezentacji Polski Paulo Sousie?
Byłem zaskoczony. Trudno dociekać co się stało, dlaczego Zbyszek Boniek zwolnił poprzedniego trenera kadry. Musiał mieć poważne powody, skoro zdecydował się na tak wielką rewolucję. Co do Sousy, to widocznie prezes PZPN nie widział w Polsce odpowiedniego kandydata do pracy z reprezentacją i dlatego sięgnął po Portugalczyka. Jak znam Zbyszka, to była przemyślana decyzja. Nie zrobił nic nagle. Na pewno zanim zaproponował pracę Sousie, bardzo wnikliwie go „zeskanował”.
Grał pan kilka razy przeciwko Anglii i zazwyczaj Polska wtedy przegrywała. Myśli pan, że teraz Biało – Czerwoni bardziej postawią się Wyspiarzom?
Rzeczywiście, starć z Anglią nie wspominam miło. Szczególnie w pamięci utkwił mi mecz na mundialu w Meksyku w 1986 roku, kiedy po trzech golach Gary Linekera przegraliśmy 0:3. Wierzę, że jeśli zagramy w najmocniejszym składzie, to z Wembley możemy przywieść dobry wynik. Mamy mocną drużynę, zawodnicy grają w czołowych europejskich klubach i na pewno nie przestraszą się Anglików.
Kilka dni temu trener Niemiec Joachim Loew zakomunikował, że po czerwcowych mistrzostwach Europy, po siedemnastu latach kończy pracę z kadrą. Jak ta informacja została przyjęta za Odrą?
Chyba z ulgą. Wiadomo, że Loew doprowadził Niemców do mistrzostwa świata w 2014 roku i to mu się zawsze będzie pamiętać. Ale ostatnie wyniki rzuciły cień na trenera i drużynę. Kibice szczególnie nie mogą mu wybaczyć słabej postawy na mundialu w Rosji, gdzie Niemcy nie wyszli z grupy oraz kompromitującej klęski z Hiszpanią 0:6 w Lidze Narodów. Generalnie przeważają opinię, że kadrze potrzebna jest świeża krew. Nie milkną natomiast dyskusje, kto będzie następcą ustępującego selekcjonera. W powszechnej opinii w Bundeslidze nie ma trenera, który mógłby zająć miejsce Loewa.