Polacy przegrali 1:2 z Węgrami na Stadionie PGE Narodowym w meczu kończącym fazę grupową eliminacji piłkarskich mistrzostw świata. Biało-czerwoni o udział w katarskim mundialu powalczą wiosną przyszłego roku w barażach.
Polscy piłkarze, którzy eliminacje mistrzostw świata zaczynali od remisu 3:3 w Budapeszcie, na zakończenie fazy grupowej spotkali się ponownie z Węgrami. Tym razem na PGE Narodowym w Warszawie. Dla Biało-czerwonych wynik meczu był ważny w kontekście rozstawienia w marcowych barażach, które zadecydują o awansie podopiecznych selekcjonera Paulo Sousy na mundial. Madziarzy grali już tylko o pietruszkę.
Obie drużyny - z różnych powodów - wystąpiły w mocno odmienionych składach niż osiem miesięcy temu. U Polaków zabrakło między innymi Roberta Lewandowskiego, Kamila Glika czy Grzegorza Krychowiaka. W wyjściowej jedenastce natomiast pojawił się po raz pierwszy Matty Cash. Piłkarz Aston Villi zaczął z dużym animuszem, głośno odśpiewał Mazurka Dąbrowskiego, a później dużo biegał i walczył. Brakowało mu natomiast dokładności i zrozumienia z kolegami z drużyny.
To właściwie można było powiedzieć o całym polskim zespole. Jak na "mecz przyjaźni" na murawie od początku dużo było twardych, męskich starć. Po jednym z takich wejść wykluczył się z pierwszego spotkania barażowego - słusznie ukarany przez arbitra - Mateusz Klich, Cash po wejściu w nogi Adama Szalaia mógł obejrzeć nawet czerwoną kartkę - skończyło się, tak jak w wypadku pomocnika Leeds United, na żółtej. Dobrych okazji pod bramkami było natomiast jak na lekarstwo.
"Asysta" Tymoteusza Puchacza i piłka między "parkanami" Wojciecha Szczęsnego wpada do bramki... można winić naszego bramkarza za tego gola❓🤔 #tvpsport #kadra2021 pic.twitter.com/7bLxVyV13d
— TVP SPORT (@sport_tvppl) November 15, 2021
W 18. minucie świetnie w polu karnym Węgrów odnalazł się Jan Bednarek, któremu zabrakło tylko trochę szczęścia, aby dobre dośrodkowanie Krzysztofa Piątka zamienić na bramkę. Wydawało się, że gospodarze przeważają, ale nieliczne wypady Madziarów powodowały sporą nerwowość w szeregach Biało-czerwonych. W 37. minucie Andras Schafer wykorzystał dośrodkowanie z rzutu wolnego, fatalnie przedłużone przez Tymoteusza Puchacza, i z bliska posłał piłkę między nogami pełniącego funkcję kapitana Wojciecha Szczęsnego.
Na początku drugiej połowy wynik mógł być jeszcze bardziej nieciekawy, tym razem jednak bramkarz Juventusu dobrze sparował futbolówkę po uderzeniu Schona. Po godzinie gry Narodowy wreszcie wybuchnął radością, poderwał się z ławki uśmiechnięty Lewandowski, klaskali kibice. To Karol Świderski znakomicie znalazł się w polu karnym po rzucie rożnym wykonanym przez Piotra Zielińskiego i głową wyrównał stan meczu.
No kto jak kto, ale Karol Świderski i jego wzrost to jest ścisły TOP. #POLHUN pic.twitter.com/PZ5kSgNDBQ
— Rafał Ś. 😷 (@rafal016) November 15, 2021
Wydawało się, że kolejny gol dla Polaków jest kwestią czasu, a tymczasem to Węgrzy przeprowadzili piękną akcję zakończoną przez Daniela Gazdaga. 25-letni pomocnik Philadelphia Union kropnął jak z armaty i Szczęsny po raz drugi musiał wyciągać piłkę z siatki.
Biało-czerwoni przeważali w spotkaniu z Węgrami niemal w każdej statystyce. Dłużej utrzymywali się przy piłce, stwarzali więcej okazji, częściej strzelali, a mimo to Madziarzy zakończyli spotkanie dopisując sobie trzy punkty. Polacy przegrali na Stadionie Narodowym po raz pierwszy od siedmiu lat - w 2014 roku w Warszawie pokonali nas Szkoci.