Wyjazdowy remis z Wartą Poznań (0:0) przesądził o zdymisjonowaniu trenera Stali Mielec Leszka Ojrzyńskiego. - Zostałem oszukany. Miałem zapewnienie szefów klubu, że mogę liczyć na ich pełne wsparcie, a pogłoski o planach pozbycia się mnie, to zwykłe plotki. Stal zajmuje ostatnie miejsce w tabeli, ale do końca sezonu pozostało nam jeszcze siedem spotkań, a starta do przedostatniej, dającej utrzymanie lokaty, którą zajmuje Podbeskidzie, to tylko jeden punkt. Drużyna jest dobrze przygotowana i wierzę, że byśmy się utrzymali – nie krył żalu w rozmowie z portalem Niezalezna.pl Leszek Ojrzyński.
Niezalezna.pl: Dobrze pan spał z poniedziałku na wtorek?
Leszek Ojrzyński: Generalnie tak, choć jeszcze odczuwam niedawne zakażenie COVID-em, dlatego kilka razy się w nocy budziłem.
Pytam, bo sądziłem, że poniedziałkowe zwolnienie z funkcji trenera Stali Mielec spędziło panu sen z powiek.
Wiadomo, że tematów do analizy nie brakowało, ale jestem na tyle świadomym człowiekiem, że potrafię sobie z tym poradzić. Zastanawiałem się, co mogło wpłynąć na decyzję działaczy. Może ta historia z Krzyśkiem Sobierajem, może fakt, że drużyna zajmuje ostatnie miejsce w lidze? Teraz mogę tylko gdybać...
Nie brakuje opinii, że zapłacił pan posadą za rekomendowanie na stanowisko drugiego trenera byłego piłkarza Arki Krzysztofa Sobieraja, który był skazany prawomocnym wyrokiem za korupcję. Prezes Klimek pytał pana, czy nie ma przeszkód w jego zatrudnieniu w klubie?
Nie było takiej rozmowy. Dla mnie sprawa była jasna. Krzysiek miał licencję, wcześniej pracował w Wiśle Płock i skoro nie było żadnych zastrzeżeń, to nie widziałem problemu. Cenię go za fachowość. Poza tym do niedawna w reprezentacji Polski i klubach pracowali ludzie karani za udział w aferze korupcyjnej, to dlaczego Sobieraj miał nie dostać drugiej szansy? Chyba każdy na nią zasługuje. Leżałem w łóżku, rozłożony koronawirusem, kiedy dowiedziałem się, że umowa została z nim rozwiązana. Z tego co wiem, Krzysiek wystąpił przeciwko klubowi na drogę sądową, a ja mam być świadkiem. Może dlatego pozbyto się mnie, bo uznano, że lepiej będzie jeśli świadek nie będzie powiązany z klubem?
Czuje się pan zdradzony przez działaczy Stali Mielec?
Dokładnie! Właśnie tak się czuję! Umawialiśmy się, że walczymy razem do końca! Tym bardziej, że z Ekstraklasy spada tylko jedna drużyna, a my do przedostatniego Podbeskidzia mieliśmy zaledwie punkt straty, a do drugiej od końca Cracovii trzy i lepszy bilans bezpośrednich spotkań. Do końca sezonu jest sześć kolejek. Dodatkowo Stal ma jeszcze do rozegrania zaległe spotkanie z Rakowem. Z tych siedmiu starć, cztery gralibyśmy u siebie. Z Legią, Pogonią, Lechem. Ja uwielbiam takie mecze! Skoro jesienią wygraliśmy w Warszawie 3:2, to dlaczego na własnym stadionie mielibyśmy nie pokonać Legii?! Podobnie jak Lecha czy Pogoni? Z każdym można wygrać!
Przed meczem z Wartą były jakieś sygnały, że gra pan o posadę?
Żadnych! Co więcej, usłyszałem od prezesa, że nawet jeśli dotrą do mnie jakieś plotki, że klub szuka trenera na moje miejsce, to mam się nimi nie przejmować, bo walczymy razem. Na dobre i na złe. A po bezbramkowym remisie zostałem zwolniony...
Stal potrzebuje zwycięstw, ale z drugiej strony punkt wywalczony na wyjeździe z dobrze grającą Wartą, to dobry wynik.
Ze szczęśliwie punktującą Wartą. U nich są osobowości – Trałka w środku pola czy Niemiec Baku. My postawiliśmy na kolektyw. I mieliśmy mecze, po których ręce same składały się do oklasków. Oczywiście, nie brakowało również spotkań, w których przez słabą skuteczność nie wygrywaliśmy, ale naprawdę chłopakom nie można było odmówić zaangażowania i ambicji. Oni naprawdę chcieli, tyle, że nie zawsze im wychodziło.
Z panem za sterami mielecki zespół utrzymałby się w Ekstraklasie?
Na pewno do końcowego gwizdka ostatniego meczu, nie odpuścilibyśmy nawet na moment. Drużyna jest dobrze przygotowana, a chłopaki palą się do gry, do walki o punkty. Myślę, że gdyby nie fakt, że przez COVID ze składu wypadło nam czterech zawodników, już dziś mielibyśmy więcej punktów. Ale sezon trwa, a ja wyznaję zasadę, że mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, tylko po tym jak kończy. Dlatego tak mi żal, że nie pozwolono mi zrealizować powierzonego celu.
Gdy za jakiś czas usłyszy pan: Stal Mielec, to pana pierwszą myślą będzie?
Że to klub, do którego mam sentyment, w którym zostawiłem trochę zdrowia i wiele pracy. Drużyna złożona z piłkarzy z pasją. Będę wspominał fajne chwile, lecz również fakt, że nie dano mi dokończyć misji. Ale cóż, każdy człowiek sam niesie swój krzyż. Jednego dnia moja drużyna była liderem Ekstraklasy, a następnego byłem najbiedniejszym człowiekiem na świecie, bo straciłem ojca. Potem odeszła żona... Trzeba być twardym i z optymizmem patrzeć w przyszłość. Może to co dziś wywołuje żal, w dłuższej perspektywie okaże się błogosławieństwem? Nie jestem człowiekiem zawistnym i szczerze życzę Stali utrzymania.