Raków nie był faworytem dwumeczu ze Slavią, ale na boisku okazało się, że nie taki straszny diabeł, jak go malują. Pierwsze spotkanie w Częstochowie wicemistrz Polski wygrał 2:1, a mógł - i powinien - wyżej. Na przeszkodzie stanął brak skuteczności i skandaliczne błędy arbitra.
Boli mnie, że mieliśmy tak dużo sytuacji, a zdobyliśmy tylko dwie bramki w dwumeczu
- przyznał Marek Papszun.
Pechowa porażka Rakowa
W rewanżu lepsza była Slavia, chociaż również w Pradze, to Raków przez godzinę gry sprawiał korzystniejsze wrażenie. Później "Czerwono-niebiescy" opadli z sił, a rywal doprowadził do dogrywki. Decydująca bramka padła już w doliczonym czasie, gdy wydawało się, że o rezultacie przesądzą rzuty karne.
Tak po ludzku szkoda mi chłopaków. Zabrakło nam szczęścia, bo dostaliśmy bramkę w ostatniej minucie dogrywki, gdy rywale już nawet nie próbowali atakować. Gdybyśmy zdobyli pierwsi bramkę, to ten mecz miałby inne oblicze. Przeciwnik był skuteczniejszy. Musimy teraz wrócić do zmagać ligowych. Dużo nas kosztowało, aby przeciwstawić się Slavii. To największy bóli, jaki przeżyłem jako trener. To był strzał w serce
- ocenił przygnębiony szkoleniowiec Rakowa.
Jedynym przedstawicielem PKO BP Ekstraklasy w europejskich pucharach jest Lech Poznań. Mistrz Polski po wyeliminowaniu luksemburskiego Dudelange zakwalifikował się do fazy grupowej Ligi Konferencji.