Jedna z dwóch najbardziej doświadczonych siatkarek plażowych w reprezentacji Polski Monika Brzostek przyznała, że jej pierwsza – nieudana – próba powrotu do kadry po ciąży nastąpiła za wcześnie. „Teraz wszystko jest poukładane i wyjaśnione” – podkreśliła.
Brzostek razem z Kingą Wojtasik (dawniej Kołosińską) przez kilka lat tworzyła najlepszy w kraju kobiecy duet w siatkówce plażowej. Na początku 2017 roku szykowały się do nowego sezonu pod wodzą trenera Serba Srdjana Veckova, ale ich plany zmieniła wiadomość o ciąży Brzostek. Latem urodziła synka Juliana, a jesienią zaczęła wracać do treningu. Pierwotnie od początku 2018 roku miała wznowić starty z Wojtasik, ale w trakcie przygotowań do sezonu postanowiła zawiesić reprezentacyjną karierę.
„Dwie rzeczy się złożyły na to, że wówczas się nie udało. Po pierwsze, to było jednak trochę za wcześnie dla mnie. Chciałam sobie udowodnić, że dam radę, nie patrzyłam do końca na sygnały. Sama sobie wmawiałam, że jestem gotowa, choć tak do końca nie było. Druga sprawa to kwestie organizacyjne. To wszystko było wówczas ciężkie do ogarnięcia. W dniu wylotu na pierwsze zgrupowanie podłamałam się psychicznie. Stwierdziłam, że nie dam rady i zrezygnowałam”
– relacjonowała 29-letnia zawodniczka.
Jak dodała, po kilku miesiącach sytuacja się ustabilizowała na tyle, że mogła myśleć o powrocie do gry. Połączyła siły z Anetą Kaczmarek, z którą występowała w krajowych zawodach. Zdobyła także – w parze z Dorotą Strąg mistrzostwo Polski w siatkówce na śniegu.
„Julek rósł, wszystko już było bardziej poukładane. Świadomość synka też rosła - wiedział, że nie mogę cały czas być z nim i ja też już nie miałam w sobie tego poczucia, że muszę wiedzieć, co się z nim dzieje w dosłownie każdej minucie. Myślę, że musiał nadejść po prostu ten moment przecięcia emocjonalnej pępowiny”.
Rozmowy o jej powrocie do kadry zaczęły się wczesną jesienią podczas mistrzostw Polski.
„Żebym mogła to wszystko pogodzić warunkiem było, by synek miał miejsce w żłobku. W przeciwnym wypadku mogłoby się to skończyć tak jak poprzednio”.
Trenerzy kadry postanowili nie rozbijać duetu Wojtasik-Katarzyna Kociołek, który gra razem od poprzedniego sezonu. Brzostek została więc połączona z Aleksandrą Wachowicz. W tym roku wystąpiły już w trzech turniejach WT.
„Nie zagrałyśmy do końca tak jak możemy, ale wiem z doświadczenia, że zawsze pierwsze dwie czy trzy imprezy w sezonie są takie. Potrzebujemy jeszcze trochę więcej zgrania. Teraz mamy zgrupowanie w Atenach, potem zaraz turniej w Chinach i myślę, że to będzie ten moment, że gra będzie się już bardziej kleić. Bardzo nad tym ostatnio pracowałyśmy. Celów w postaci konkretnych miejsc nie ustalamy sobie, skupiamy się na tym by iść krok po kroku. W pierwszej kolejności chcemy się zakwalifikować na mistrzostwa Europy”.
Ona i Wachowicz trenują głównie pod okiem drugiego trenera kadry Damiana Wojtasika (męża Kingi). Mieszkająca w Raciborzu siatkarka zapewniła jednak, że ma obecnie dobry kontakt zarówno z Veckovem, jak i z byłą partnerką boiskową.
„Na pewno jest troszeczkę żalu z każdej strony – z mojej, trenera i Kini. Bo mieliśmy taki plan, byśmy wróciły do wspólnej gry, a jednak to się nie wydarzyło. Kasia jest jednak silną zawodniczką i widzę, że dziewczyny się bardzo dobrze rozumieją na boisku, ich gra wygląda ekstra. Poza tym z Kinią bardzo dobrze się trzymamy, tak jak było wcześniej. Podobnie z trenerami. Powyjaśnialiśmy sobie wszystko. Przedstawiłam im, jak to wyglądało z mojej perspektywy”
– wyjaśniła Brzostek.
Zaznaczyła, że poza trudnościami związanymi z macierzyństwem doszły jeszcze trudności zdrowotne, które dały o sobie po raz pierwszy znać w końcowym etapie ciąży.
„Było też bardzo ciężko z moją nogą po zakrzepie. Nie była w pełni sprawna i odczuwałam ból, w trakcie treningu noga puchła. To też mnie stresowało. Pierwszy miesiąc po powrocie było ekstra, ale potem ten entuzjazm przeszedł i bardzo ciężko było to wszystko pogodzić”.
29-letnia broniąca zapewniła, że rozłąki z synkiem znosi obecnie dobrze.
„Myślę, że najgorszy wyjazd mamy już za sobą. Bo, gdy grałyśmy w Australii i Kambodży, to nie było nas ponad trzy tygodnie. Dokładnie trzy tygodnie i dwa dni. Teraz jak się będą zdarzać dłuższe wyjazdy, to już raczej dwutygodniowe. To jest do przeżycia. To nie jest też tak, że na obozach leżę i rozmyślam, tylko mamy swoje rzeczy do zrobienia. Tak więc te dni szybko mijają. Czasem Julek jest ze mną, gdy trenujemy w Spale. Teraz w niedzielę lecimy do Aten, a on zostaje z tatą w domu”
– opowiadała.