10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

"Aniołki" się nie rozpadną mówi Matusiński

Trener żeńskiej sztafety 4x400 m Aleksander Matusiński oświadczył, że prowadzona przez niego drużyna ma zaplecze. "Są młode dziewczyny w każdej kategorii wiekowej, więc nie boję się o przyszłość. Teraz celem jest jednak medal igrzysk olimpijskich w Tokio"

pzla.pl

W niedzielę w Glasgow sztafeta 4x400 m w składzie: Anna Kiełbasińska, Iga Baumgart-Witan, Małgorzata Hołub-Kowalik oraz Justyna Święty-Ersetic wywalczyła kolejne mistrzostwo Europy. Wynik uzyskany przez Polki w niedzielę 3.28,77 to drugi najlepszy rezultat w historii polskiej lekkoatletyki. Lepszy czas nasza sztafeta uzyskała tylko rok temu w Birmingham, biegnąc po srebrny medal halowych mistrzostw świata.

Lekkoatletki, jak i trenerzy nie mają wiele czasu na cieszenie się sukcesem, bo już w poniedziałek wylatują na trzytygodniowe zgrupowanie do RPA.

"Iga zostaje w Szklarskiej Porębie. Reszta składu ze Szkocji - włącznie z rezerwowymi Natalią Kaczmarek i Justyną Saganiak - właśnie w RPA będzie przygotowywała się do sezonu letniego. Są jeszcze Patrycja Wyciszkiewicz, Martyna Dąbrowska, a także Aleksandra Gaworska, ale w jej przypadku musimy zobaczyć, jak będzie wyglądała po kontuzji. Trudno teraz wskazać kto i gdzie będzie reprezentował Polskę, ale myślę, że z tych nazwisk wyłoni się skład na mistrzostwa świata w Dausze (28 września - 6 października) oraz sierpniowe Drużynowe Mistrzostwa Europy w Bydgoszczy"

- powiedział Matusiński, przyznając jednak, że przed nikim nie zamyka drzwi do sztafety.

"Mam większy komfort pracy, gdy grupa jest szersza. Gdy ktoś wylatuje ze składu, jak rok temu Iga przed halowymi mistrzostwami świata, to jest go kim zastąpić. Ola Gaworska wtedy biegała i dziewczyny poprawiły rekord Polski o 3 sekundy. Nie ma ludzi niezastąpionych i nie musimy już drżeć o formę tylko czterech zawodniczek. Każda kolejna, która wchodzi, chce wykorzystać swoją szansę i zostawić po sobie ślad."

Trener "Aniołków" podkreślił, że sezon 2019 będzie bardzo długi, ale z jego perspektywy szczyt formy musi być tylko jeden - podczas mistrzostw świata:

"Wszystko po drodze będziemy atakowali z pracy - z marszu. Nie można się szykować pod mityngi. Nieoficjalne mistrzostwa świata sztafet w maju w Jokohamie także potraktujemy tak samo, bo tam będziemy też trenowali przez trzy tygodnie. Ostatni tydzień poświęcimy na sprawdziany szybkościowe i start, ale robota musi iść do przodu".

Trener ocenił, że opinia o zaawansowanym wieku członkiń sztafety jest przesadzona, a on sam nie boi się o przyszłość.

"Dla mnie, ale i dla dziewczyn, najważniejszy jest medal olimpijski w Tokio. Rok igrzysk zawsze wywołuje dodatkową mobilizację u wszystkich zawodników. Po IO często następuje zmiana pokoleniowa. Jeżeli dziewczyny zadecydują, że jest czas na dzieci - nie będę nikogo namawiał do zmiany zdania w tak ważnej kwestii. Małgosia czy Justyna mają dopiero rocznikowo po 27 lat. Po 32 będą miały w trakcie IO w Paryżu w 2024 roku, więc tragedii nie ma."

Matusiński uważa, że zaplecze sztafety wygląda bardzo obiecująco, bo są "fajne młodzieżówki":

"Teraz dwie juniorki podczas mistrzostw kraju pobiegły bardzo szybko. Jedna wyrównała juniorski rekord kraju Ani Kiełbasińskiej, a druga miała czas zaledwie o 0,01 s. słabszy. O to się nie martwię, bo idzie to falowo."

Wśród głównych rywalek Polek do medali mistrzostw świata i igrzysk wymienił Amerykanki oraz Jamajki. Przyznał, że bardzo groźne są Brytyjki, a stałe postępy robią też Belgijki, ale to jeszcze w jego ocenie nie jest poziom Polek.

"Zobaczymy, co będzie w Dausze. Nie byłem tam, ale słyszałem, że klimat będzie bardzo uciążliwy. Mistrzostwa są też bardzo późno. Zrobimy jednak wszystko, żeby być dobrze przygotowanymi"

- podsumował Matusiński.

 



Źródło: PAP, niezależna.pl

#aniołki matusińskiego #lekkoatletyka

redakcja