Trzydzieści lat temu, 24 października 1989 roku, na południowej ścianie Lhotse (8516 m) zginął Jerzy Kukuczka, drugi w historii człowiek, który zdobył Koronę Himalajów i Karakorum. "Był zdeterminowany i uparty jak muł" – powiedział jego kolega, himalaista Krzysztof Wielicki.
Kukuczka przegrał "wyścig" o koronę globu z Włochem Reinholdem Messnerem, któremu jednak skolekcjonowanie wszystkich 14 ośmiotysięczników zajęło dwa razy więcej czasu co Polakowi (16 lat i cztery miesiące; 1970-1986). Kukuczka uczynił to w ciągu ośmiu lat, 1979-87. Messner, gratulując mu wyczynu, napisał w depeszy: "Nie jesteś drugi, jesteś wielki".
W 1988 roku Włoch i Polak zostali za swoje osiągnięcia nagrodzeni podczas zimowych igrzysk w Calgary srebrnym medalem olimpijskim. Messner go jednak nie przyjął, tłumacząc iż nie traktuje himalaizmu jako rywalizacji sportowej. Inaczej oceniał to Kukuczka:
W alpinizmie, jak w szachach, jest miejsce na swego rodzaju twórczość, ale i sportową rywalizację. Gdyby jej zabrakło, być może nigdy bym się nie wspinał.
Drogę po Koronę Himalajów i Karakorum rozpoczął od zdobycia Lhotse w 1979 r. 10 lat później odpadł z niezdobytej wówczas południowej ściany tego czwartego, co do wysokości szczytu globu. Do tragedii doszło na wysokości ok. 8200 m. Wspinał się wówczas z Ryszardem Pawłowskim. Była to trzecia próba Kukuczki na tej drodze.
Determinacja i rywalizacja sportowa były dominującymi cechami alpinisty urodzonego w Katowicach. Wspinał się w ekstremalnie ciężkich warunkach zimą albo nowymi drogami, przy czym siedmiokrotnie zdobył najwyższe szczyty świata w stylu alpejskim, tj. bez zakładania obozów pośrednich. Żaden inny zdobywca 14 ośmiotysięczników nie może pochwalić się takim dorobkiem.
Był niesamowicie zdeterminowany i miał olbrzymią sportową ambicję. Poza tym był człowiekiem bezkonfliktowym, pogodnym. Jako lider wyprawy nie narzucał swojej woli i starał się wszystko załatwić po koleżeńsku. Nie zacietrzewiał się w dyskusjach. Nie wiem, na ile na taką postawę miało wpływ to, że był człowiekiem wierzącym. Zawsze nosił krzyżyk, nie obnosił się z tym, ale jednocześnie nie chował ze swoją wiarą
– wspomina Pawłowski.
Te słowa potwierdził Krzysztof Wielicki, inny klubowy kolega Kukuczki z KW Katowice, piąty w historii człowiek, który zdobył 14 ośmiotysięczników, powtarzając osiągniecie Kukuczki.
Jurek był uparty jak muł. Jak coś wymyślił, to musiał to zrobić, czasami nawet kosztem ryzyka. Wszyscy popełniają błędy, problem w tym, że szczęście nie dopisuje zawsze... W skale charakteryzowała go koncentracja i determinacja. Miał też potrzebę pisania historii dyscypliny. Oczywiście wspinał się dla siebie, ale ze świadomością, że chce zapisać polski alpinizm na kartach historii Himalajów, rozsławić imię kraju.
Czorten z tablicą upamiętniającą Kukuczkę oraz dwóch innych Polaków, którzy zginęli na południowej ścianie Lhotse, Rafała Chołdę (1985) i lekarza Czesława Jakiela (1987) znajduje się u wejścia do wsi Chuckung, u podnóża tej ekstremalnie trudnej ściany, zdobytej po raz pierwszy w 1990 r. przez Rosjan. Miejsce zostało wybrane przez Wielickiego, a tablicę odsłonili 22 marca 2008 r. Artur Hajzer i Robert Szymczak. Pawłowski, który pięciokrotnie stawał na Mount Evereście, niemalże co roku, organizując wyprawy trekkingowe na okoliczne szczyty, odwiedza miejsce, w którym stoi memoriał Polaków.
Niemalże każdego roku jestem pod czortenem z tablicą: "Herosom południowej ściany Lhotse". Zawsze jest chwila zadumy, wspomnienia, choć największe emocje minęły. Widok na południową ścianę Lhotse jest szczególny, gdy stoimy na szczycie Island Peak. Wypadek Jurka pozostawił we mnie ślad i refleksję, że nie ma wspinaczy nieśmiertelnych, że nawet największy górski heros może zginąć...