Polscy piłkarze bardzo pechowo rozpoczęli udział w Euro 2020. O komentarz po porażce Biało-czerwonych ze Słowacją poprosiliśmy Bartosza Bosackiego. Były zawodnik Lecha Poznań i FC Nurnberg podkreśla, że kadrę czekają jeszcze dwa spotkania w grupie. "Nie chodzi o to, żeby teraz zakopać tych chłopaków i dawać tytuły na pierwszych stronach o katastrofie"- powiedział strzelec zwycięskich bramek w meczu z Kostaryką na mistrzostwach świata w 2006 roku.
Janusz Milewski: Przegraliśmy w grupie z teoretycznie najsłabszą Słowacją. Czy to Euro już się dla nas skończyło?
Bartosz Bosacki: Powiem szczerze, jak słyszę takie gadanie, to odechciewa mi się rozmawiać. Mistrzostwa składają się z trzech spotkań w grupie i dlaczego zawsze jest tak, że jak jest niepowodzenie, to jesteśmy pierwsi by tak rozpoczynać rozmowę. Przegraliśmy mecz. Trzeba się zastanowić dlaczego tak się stało, wyciągnąć wnioski i powalczyć w następnych spotkaniach. Nie chodzi o to, żeby teraz zakopać tych chłopaków i dawać tytuły na pierwszych stronach o "katastrofie".
Kolejne drużyny z którymi zmierzy się Polska wydają się znacznie mocniejsze niż Słowacja. Ciężko zakładać, że z Hiszpanią i Szwecją naszym piłkarzom pójdzie lepiej...
Pozostają nam dwa mecze. Nawet wygrana dziś nic nam nie dawała, bo musieliśmy uzyskać korzystny wynik w kolejnych spotkaniach. Jeżeli już dziś zakładamy, że nam się nie uda, to po co w ogóle wychodzić na boisko.
Dlaczego przegraliśmy ze Słowacją?
Nie zagraliśmy konsekwentnie, zabrakło też skuteczności. Patrząc na statystyki strzałów mieliśmy dużo, ale było one niecelne. Słowacy wykorzystali to co mieli. Powielamy błędy, które można było zaobserwować w meczach towarzyskich przed Euro z Rosją i Islandią. Nie mamy ataku na piłkę w bocznej strefie, brak jest asekuracji. Trochę przypadkowo, ale mamy od boku wjazd w pole karne i tracimy pechową bramkę na 0:1.
Gra w dziesiątkę tylko skomplikowała sytuację, chociaż Polacy właśnie łapali wiatr w żagle...
To był trochę nieodpowiedzialne zachowanie Krychowiaka. Już na początku spotkania zasłużył na kartkę, ale sędzia mu odpuścił. Wiadomo jednak, że na takiej imprezie nie ma przypadkowych arbitrów i gdzieś to zostało mu zapamiętane. Tak więc zapracował na tą czerwoną kartkę. Po dobrym rozpoczęciu drugiej połowy zespół nagle zmienił sposób grania. Musieliśmy też zmienić taktykę grając w osłabieniu. Tak doświadczony zawodnik, jak Krychowiak powinien inaczej się zachować, ale też nie wszystko jest winą Krychowiaka, bo nawet zespół grając w dziesiątkę może wygrać mecz.
Mieliśmy swoje okazje, ale to Słowacy zdobyli drugą bramkę.
Zabrakło nam szczęścia w tej całej historii. Przy drugiej bramce nie było też bezpośredniego ataku na piłkę, chociaż było tam czterech czy pięciu naszych reprezentantów. W innych okolicznościach ta piłka odbiłaby się od kogoś, albo poleciała w inną stronę.