Po pierwszej serii nie mieliśmy powodów do zadowolenia, bowiem warunki nie zawsze sprzyjały skoczkom. Wiatr wpływał na wyniki zawodów do tego stopnia, że w pierwszej "dziesiątce" pojawiło się kilku niedoświadczonych zawodników, a faworyci byli daleko. Co prawda prowadził Ryoyu Kobayashi, ale już Kamil Stoch był 18., a Dawid Kubacki - 27. Jeżeli ktoś by powiedział, że dwaj Polacy zajmą najwyższy stopień podium, byłoby to uznane za żart.
A jednak! Kubacki w drugiej serii skoczył 104,5 metra i przesuwał się do przodu, pozycja po pozycji. Kolejni skoczkowie nie dowierzali, że nie potrafią przeskoczyć Polaka, a ten piął się w górę. Dopiero Kamil Stoch, skacząc 101, 5 metra, wskoczył tuż za plecy Dawida Kubackiego i... dojechał tam do końca. Kolejni rywale psuli swoje skoki. Krótko lądowali zarówno ci z czołówki Pucharu Świata, jak i młodzi, którzy zaskoczyli w pierwszej serii.
Kiedy byliśmy już pewni medalu, mogliśmy trzymać kciuki, by bliżej wylądował też Ryoyu Kobayashi. Rewelacyjny w Pucharze Świata Japończyk skoczył jednak tylko 92,5 metra i spadł na 14. miejsce. Stało się jasne, że mamy mistrza i wicemistrza świata! Takiego scenariusza nikt by nie wymyślił. Jeżeli ktoś był rozgoryczony po pierwszej serii i wyłączył telewizor, teraz może żałować.
Cuda się zdarzają! Brawo Polacy!