W trzeciomajowe święto Donald Tusk naprędce organizował konferencję prasową. Premier, który wcześniej miał problemy, by zabrać głos w najważniejszych dla Polski sprawach, bo nie chciał psuć sobie urlopu – jak wtedy, gdy MAK obwieszczał swoją kłamliwą wersję zdarzeń na temat katastrofy smoleńskiej – dostał przyśpieszenia na wieść o liście Jarosława Kaczyńskiego w sprawie bojkotu Euro 2012 na Ukrainie.
Tusk zwołał dziennikarzy tylko po to, by zarzucić liderowi PiS, że strzela Polsce samobója. –
To rozwalanie mistrzostw – mówił. Ciekawe, że to samo oskarżenie siłą rzeczy dotyczy najwyższych przedstawicieli Unii Europejskiej, w tym partyjnego kolegi Tuska, komisarza Janusza Lewandowskiego, którzy już zapowiedzieli, że na meczach rozgrywanych na Ukrainie się nie pojawią.
Taka antyeuropejska postawa wiernego dotąd unijnym liderom premiera musi zastanawiać. Zwłaszcza że jego słowa brzmią zgodnie z treścią wystąpienia Putina, który uznał bojkot za szkodliwy. Ale punkt widzenia cara Rosji ma mocarstwowe uzasadnienie: bojkot rozgrywek oznacza osłabienie rosyjskiego satrapy Janukowycza. A co powoduje, że niezakłócone mecze na Ukrainie miałyby być dla Polski ważniejsze niż bojkot promoskiewskiego reżimu?
Źródło:
Anita Gargas