Odnosząc się do artykułu w tygodniku "Polityka", którego autorzy zarzucili jej ukrywanie majątku, Przyłębska stwierdziła, iż "jest to polityka klasycznej, postmodernistycznej narracji, która jest w całości nieprawdziwa".
To są półprawdy, odwoływanie się do jakichś nieznanych osób, które gdzieś coś powiedziały. Moim zdaniem, to jest takie zohydzanie, ponieważ mamy być przykładem obecnej władzy - mimo, że ja należę do władzy sądowniczej - to cały czas przypisuje mi się bliskie relacje z politykami Prawa i Sprawiedliwości
- mówiła.
Krytycy Przyłębskiej uderzają w obóz rządzący
Zdaniem Przyłębskiej, jest to także próba pokazania, że "ta władza nie ma żadnej oferty, ponieważ jeśli już ktoś z tą władzą współpracuje, czy też przyjmuje jakieś stanowisko od tej władzy, to ten człowiek tak naprawdę ani nie ma dobrego wykształcenia, ani dobrego życiorysu zawodowego, a przede wszystkim jest karierowiczem".
Prezes Trybunału Konstytucyjnego wyjaśniła, że dane jej majątku, który oceniła jako "skromny", były przez wiele lat jawne. Zastrzegła, że od dłuższego czasu trwa "nagonka" na nią i jej męża.
Polega to na tym, że przychodzi się do naszego mieszkania, uniemożliwia się nam normalne, prywatne życie. Poprzez to oświadczenie majątkowe może być taka sytuacja - do czego zresztą doszło - że dochodzi się do informacji, gdzie dana osoba mieszka i poprzez nagonkę, nasyłanie różnych osób pod dom, utrudnia się życie.
W związku z tym, ponieważ ustawa taką możliwość daje, zdecydowałam się - żeby chronić siebie, swoją rodzinę - na złożenie wniosku o nadanie klauzuli tajności
- powiedziała Przyłębska.
Zaznaczyła, że zrezygnowała z tej klauzuli po tym, jak "zrobił się z tego wielki szum".
Jakiś poseł zarzucił mi, że prosiłam o nadanie klauzuli (...), że być może wzięłam jakąś łapówkę, chcę coś ukryć. Dla bezpieczeństwa poprosiłam pierwszą prezes Sądu Najwyższego o uchylenie postanowienia
- dodała.