W dyskusji z uczestnikami Campusu Polska 2024, odbywającego się w Olsztynie, premier Donald Tusk, zapytany o depenalizację pomocy w aborcji, przyznał wprost, że w tej kadencji Sejmu dla tego projektu większości nie będzie.
Donald Tusk, tłumacząc się, wyjaśnił że wyciągnął konsekwencje co do nieobecności podczas głosowania dwóch posłów klubu Koalicji Obywatelskiej, których głosów zabrakło, by projekt nie przepadł.
"Ja wiem, że was nie interesują takie gesty. Bo to są gesty, przecież nie obetnę głowy... Są natomiast znaczące z punktu widzenia tych ludzi. Natomiast was interesuje - i mnie interesuje - przede wszystkim sprawczość w tej kwestii" - mówił dalej premier.
Nie mamy większości w parlamencie w tej sprawie. W tej chwili szczególnie posłanki z Koalicji Obywatelskiej mówią "spróbujmy jeszcze raz poddać to pod głosowanie". (...) Realia są takie, że Giertych nie zagłosował, minister Sługocki był w Stanach na wyjeździe, zabrakło dwóch głosów od nas. Ale tak naprawdę tych głosów zabrakło bardzo dużo.(...) Nie było z różnych powodów obecnych 12 posłów PiS-u w czasie tego głosowania. Polskie Stronnictwo Ludowe było tu podzielone w proporcjach bardzo niekorzystnych dla praw kobiet. Więc chcę wam powiedzieć rzecz, która jest dla mnie przykra, ale jest faktem, którego nie ominiemy: w Sejmie polskim nie ma większości na rzecz takiego prawa do legalnej aborcji, o jakim tu mówiliśmy i na jaki się tutaj, między innymi z wami, umawialiśmy. Po prostu nie ma większości
"O ile udało się w długich rozmowach przekonać do wspólnego głosowania Polskę 2050, o tyle Polskie Stronnictwo Ludowe - nie mówiąc już o PiS-ie czy Konfederacji - okazało się nie do przekonania. I ja nie będę tu zwalał wiecie, tak trochę apriori, odpowiedzialności za to na prezydenta Dudę, który by to zablokował i zawetował, i mówił o tym wprost, ale nawet, gdyby prezydent Duda tego nie blokował, to po prostu nie ma większości posłów za tym" - skonkludował Tusk.
[polecam:]
Dalsze słowa Tuska były jednak mocno zaskakujące jak na osobę, która tyle mówiła o praworządności.
Co ja mogę zrobić? Robimy to teraz z minister zdrowia, z ministrem Bodnarem, żeby w ramach istniejącego prawa - bo nie możemy tego prawa zmienić, bo nie mamy większości, żeby kobiety, a właściwie osoby pomocne w czasie przerywania przez kobiety ciąży, żeby de facto nie były penalizowane. Nie jest to proste. Służą temu oczywiście pewne rekomendacje i wytyczne dla prokuratury, dla lekarzy, ale jak się domyślacie, zarówno w środowisku lekarskim, jak i prokuratorskim, nie wszyscy są waszego zdania. Wiecie, o co chodzi. A przepisy są, jakie są. Ciągle jest ten upiorny przepis, który stanowi do ośmiu lat więzienia za nielegalnie przeprowadzoną aborcję. Więc sytuacja jest obiektywnie trudna. W ramach obowiązującego prawa zrobimy wszystko, żeby kobiety mniej cierpiały, aborcja byłą bezpieczna i dostępna wtedy, kiedy kobieta musi taką decyzję podjąć, żeby osoby, które zaangażują się w pomoc kobiecie, nie były ścigane. Na zmianę prawa musimy niestety poczekać. Nie mam złudzeń co do tego
Nadmienił też, że "być może podejmiemy próbę przekonania PSL-u do jakiejś wersji jeszcze łagodnej". Równocześnie premier zaznaczył, że z pewnością w sprawie dekryminalizowania pomocy w aborcji nie odbędzie się ogólnopolskie referendum.
Oni [PSL - przyp. red.] jak wiecie twardo mówią: "możemy się zgodzić na zmiany tylko pod jednym warunkiem - że będzie referendum w tej sprawie". Ale jak wiecie w sprawie referendum większość środowisk, szczególnie tych kobiecych, które zaangażowane były w walkę o prawo do legalnej aborcji, mówi: "żadnego referendum nie chcemy, to są nasze prawa, nie będziemy głosować tego w referendum", więc ja nie będę proponować referendum wbrew tym, które są dzisiaj ofiarami tego przepisu, skoro oni nie chcą, one nie chcą, to przecież na siłę nie będziemy robić tego referendum. Ale to oznacza jedno: że do następnych wyborów większości w tym parlamencie dla legalnej aborcji w pełnym tego słowa znaczeniu nie będzie. Nie ma się co oszukiwać. Natomiast będzie zupełnie inna praktyka w prokuraturze i w szpitalach, i będzie to bardzo odczuwalne
Wyjaśnienia Donalda Tuska stoją dziś w ostrym kontraście z szumnymi zapowiedziami, które złożył w ubiegłym roku podczas trzeciej edycji imprezy.
To jest dramat, że to jest oczywiste, że w Polsce trzeba żądać równości praw dla kobiet i mężczyzn. Ale to dało też asumpt i taką naszą potrzebę wewnętrzną, żeby konkretnie powiedzieć, że będziemy za prawami kobiet, w tym w tak kontrowersyjnej sprawie jak aborcja do 12 tygodnia. Decyzja kobiety w porozumieniu i pod opieką lekarską, ale decyzja kobiety. (...) Tu nie chodzi o żadne ideologie. Tu chodzi o to, czy o kobiecie ma decydować ona sama, o jej życiu, o jej zdrowiu, o jej przyszłości, czy ktoś poza nią: instytucja, prokuratura, ksiądz, policjant, działacz partyjny... (...) Jeśli mówimy o prawach kobiet, to oznacza, że mówimy o możliwości podejmowania decyzji we wszystkim, co dotyczy kobiet przez same kobiety, a nie przez kogoś innego
To wtedy też po raz pierwszy zapowiedział, że nikt, kto nie popiera przerywania ciąży do 12. tygodnia, nie znajdzie się na listach Koalicji Obywatelskiej w wyborach do parlamentu.