Głosowanie w wyborach prezydenckich rozpoczęło się w niedzielę o godz. 7.
W powodu reżimu sanitarnego wiążącego się z epidemią koronawirusa w lokalu wyborczym jednocześnie przebywać może nie więcej niż jedna osoba na cztery metry kwadratowe na jego ogólnodostępnej powierzchni, z wyłączeniem członków obwodowej komisji wyborczej.
W niedzielę po południu lokalne media podały, że mieszkańcy Poznania skarżą się na zbyt długie kolejki do lokali wyborczych. Lokalne Radio Poznań podało, że w jednym z lokali na poznańskim Junikowie, wyborcy chcący oddać głos oczekiwali półtorej godziny.
Komisarz Wyborczy w Poznaniu I sędzia Krzysztof Józefowicz powiedział PAP, że „rzeczywiście, w pojedynczych przypadkach, takie sytuacje miały miejsce”.
Jak wyjaśniał, „główną przyczyną tych kolejek była po pierwsze wysoka frekwencja, po drugie – warunki lokalowe poszczególnych pomieszczeń, które nie pozwalają na zbyt dużą liczbę osób przebywających w danym momencie w lokalu”.
„W niektórym przypadkach, na początku głosowania, niezbędna była też korekta, co do lepszej organizacji pracy komisji” – dodał. Podkreślił, że tak też było właśnie w przypadku lokalu na Junikowie.
„Tam rzeczywiście była taka sytuacja, że ten czas oczekiwania był długi – i tam komisji udzielono wskazówek, co do lepszej organizacji pracy. Z tego co wiem, ten czas oczekiwania się skrócił, ale nie wiem, czy jest satysfakcjonujący”
– powiedział.
Józefowicz podkreślił, że obecnie skargi na zbyt długie oczekiwanie przed siedzibami komisji już się wyciszyły, ale – jak wskazał – „musimy mieć świadomość, że w tym roku to wszystko pójdzie wolniej i tak będzie do godz. 21”.
„Być może teraz jest mniejsze spiętrzenie, ale obawiam się największej kumulacji jednak przed samą godz. 21 kiedy ludzie będą wracać z różnego rodzaju wypoczynku” – zaznaczył.
Jak poinformowała PKW, do godz. 12 frekwencja w wyborach w województwie wielkopolskim wyniosła 23,06 proc., natomiast w mieście Poznaniu było to 26,93 proc.
Do delegatur Krajowego Biura Wyborczego docierają też informacje o wykorzystaniu znacznej ilości kart do głosowania.
Urzędnicy organizujący i kontrolujący niedzielne wybory prezydenckie w Łodzi dostali w niedzielę po południu informacje, że jeszcze przed godziną 17.00 w wielu obwodowych komisjach zaczynało brakować kart do głosowania.
"Otrzymujemy sygnały, że w niektórych komisjach wykorzystano już 90 proc. kart. Nie ma jednak niebezpieczeństwa, aby ktoś karty nie dostał. Jesteśmy na to przygotowani. Po prostu w obwodach prawie nigdy nie ma fizycznie tylu kart, ilu jest uprawnionych wyborców. Na bieżąco dostarczamy karty z naszej rezerwy. To najprawdopodobniej skutek wysokiej frekwencji wyborczej"
- powiedziała w niedzielę po południu dyrektor łódzkiej delegatury Krajowego Biura Wyborczego Grażyna Majerowska-Dudek.
W obwodowej komisji wyborczej nr 61 na tzw. Starych Bałutach w Łodzi po południu głosowało sporo rodzin z dziećmi, ale więcej było ludzi dojrzałych i starszych.
"Ja głosuję od kilku lat razem z zięciem po mszy w kościele. Przeprowadziłam się do Łodzi z zachodniego wybrzeża trzy lata temu i czwarty raz już głosuję tutaj na Zawiszy. Kiedyś to tu były dwa lokale, ale chyba teraz jest jeden obwód. Zawsze głosuję, chce żyć jeszcze lepiej i chcę tego dla dzieci, wnuków, no i... dla wszystkich"
– powiedziała pani Krystyna głosująca w komisji obwodowej nr 61.