Donald Tusk odniósł się do czwartkowego spotkania w Brukseli z liderką tzw. Strajku Kobiet Martą Lempart. Podkreślił, że "bardzo sobie ceni" spotkanie z Lempart oraz wysiłki Strajku Kobiet "na rzecz godności kobiet i w ogóle Polaków". - Nie mam żadnych wątpliwości, że te wielotygodniowe, bardzo masowe protesty, one nabrały charakteru w jakimś sensie ogólnonarodowego, i na pewno pokoleniowego - podkreślił.
Tusk był wczoraj gościem w TVN 24, gdzie komentował bieżące wydarzenia polityczne. Jednym z poruszonych tematów były protesty po orzeczeniu TK ws. dopuszczalności aborcji.
Według byłego szefa RE, Jarosław Kaczyński "zdecydował się na prowokację wobec kobiet" i jest to efektem "kalkulacji od wielu lat".
"Skoro Kaczyński atakuje mniejszości, to buduje front, o którym sądzi, że dzieli Polaków na jego większość i tamte mniejszości. Dobrze wiemy, że według Jarosława Kaczyńskiego, ci, którzy proponują zmiany między innymi w prawie aborcyjnym na rzecz prawa wyboru kobiet, byli przez wiele lat w Polsce w mniejszości"
- zauważył Tusk.
Po uwadze, że był zwolennikiem utrzymania kompromisu aborcyjnego, Tusk został zapytany, czy prawo należy zmienić i dać kobietom wolność wyboru ws. aborcji.
"Zawsze mówiłem o tym kompromisie, że ma zaletę polityczną, a nie merytoryczną. Bo przecież on nie rozstrzygał żadnych dylematów o charakterze moralnym i życiowym, ani kobiet, ani w wymiarze etycznym. On w dużej mierze chronił Polskę przed ostrym konfliktem w tej sprawie. I to była jego zaleta. I został wypowiedziany. Ten kompromis nie istnieje. Nie ma do czego wracać, bo został wypowiedziany przez Kaczyńskiego i jego partię. W związku z tym nie ma powrotu, bo ten kompromis został zniesiony"
- powiedział b. premier.
"Coraz więcej ludzi w Polsce rozumie, i ja też należę do tej grupy, że skoro nie będziemy mieli nigdy zdolności rozstrzygnięcia jednoznacznego na gruncie etycznym, moralnym, a każdy będzie miał swoje argumenty i rację tutaj, a poza tym autorytety, takie jak episkopat straciły właściwie moralne prawo, żeby zabierać głos, w tego typu kwestiach, to kobieta powinna o tym decydować. A państwo powinno robić wszystko, aby decyzja o urodzeniu (dziecka) była możliwie najbardziej ułatwiona"
- ocenił Tusk.
Pytany, czy będą przedterminowe wybory parlamentarne w Polsce, czy też jest to niemożliwe, ocenił, że prawdopodobnie wybory będą za trzy lata, ale sugerował opozycji, aby była gotowa do nich tak, jakby miały się odbyć za 2-3 miesiące. Apelował przy tym o "czytelne przywództwo i przekaz po stronie opozycji".
"Nie tylko z panią Martą Lempart o tym rozmawiałem, ale jestem w stałym kontakcie z liderami wszystkich ugrupowań opozycyjnych. I mam jedno przesłanie: prawdopodobnie wybory będą za trzy lata, w terminie konstytucyjnym. Bo Kaczyński ma bardzo złe doświadczenia, kiedy zgodził się na skrócenie kadencji i przegrał wówczas - w sensie personalnym ze mną - te wybory w 2007 roku i tego błędu moim zdaniem nie powtórzy"
- podkreślił b.premier.
"Ale zawsze coś może się wydarzyć. W związku z tym uważam, że opozycja powinna być przygotowana możliwie szybko tak, jakby te wybory miały być za dwa-trzy miesiące, nawet jeśli zakładamy, że będą za 3 lata. Ale także po to, żeby umieć ze sobą współpracować, bo PiS tych wyborów jeszcze nie przegrał. I żadna z sił politycznych, żadna po stronie opozycyjnej samodzielnie nie pokona PiS-u" - zaznaczył Tusk.