W gorącym polskim sporze ostatnich lat chodzi nam o najważniejszą i najbardziej szlachetną sprawę: niepodległość. O możliwość budowania naszej wspólnoty w oparciu o polskie duchowe dziedzictwo. Kto rozumie cokolwiek z historii wie, iż od tego, kto wygra ten spór, w dłuższej perspektywie zależeć będzie polskie być albo nie być. Wbrew najgłupszej obiegowej opinii, jego przyczyną nie są emocje. Kto bredzi o „wojnie nienawidzących się plemion”, obraża obie strony. Bo – obie! - zachowują się racjonalnie. My walczymy o niepodległość, oni o utrzymanie uprzywilejowanego statusu elity, wyłonionej w wyniku niewoli – pisze Piotr Lisiewicz. Tekst "Totalne gołąbki pokoju" ukazał się w najnowszym wydaniu tygodnika "Gazeta Polska", które od środy dostępne jest w kioskach!
Logika ostatnich wydarzeń podpowiedziała im zamianę hasła „polskość to nienormalność” na „polskość to hejt”. Na tym schemacie oparte będą w najbliższym czasie wywiady z intelektualistami w „Wyborczej”, przekazy dnia „Faktów” w TVN i wrzaski głupkowatych celebrytów na Pudelku.
Ale to nie będzie tylko PR-owa zagrywka, ale próba dekonstrukcji idei spajających cały obóz niepodległościowy. 10 kwietnia 2010 według nich był obudzeniem demonów. Dla nas był obudzeniem ducha polskości. Powieści Sienkiewicza, piosenki Kaczmarskiego i Gintrowskiego, opowieści o Żołnierzach Wyklętych, na nowo stały się dla Polaków ważne i aktualne. Wyparły fałszywe mity założycielskie państwa postkolonialnego.
Oni będą chcieli teraz tę polskość za wszelką cenę przegnać precz, cofnąć Polskę do epoki kamienia łupanego, jaką z naszej perspektywy jest przedsmoleńska III RP. Do czasów, gdy Polska jako realny podmiot polityczny nie istniała, gdy oligarchowie rodem z komunizmu mogli wszystko, a byt zwykłych Polaków nie był brany po uwagę przez polityków, którzy pacyfikowali ich za pomocą błyszczących koralików oferowanych tubylcom przez agencje PR-u.
Raj nieuczciwych polityków
Czas żałoby słusznie jest czasem autocenzury (…) ale on może trwać krótko. Stan ten jest bowiem charakterystyczny dla czasów niewoli, jak ujmował to Marszałek Piłsudski: „dosyć pomyśleć, że istnieje nowoczesne społeczeństwo, w którym stronnictwa polityczne albo są pozbawione prawa istnienia, albo w najlepszym razie skazane na przemawianie potwornym, niewolniczym językiem Ezopa; dosyć wyobrazić sobie, że szeroka, tak bolesna dla nas działalność rządowa podlegać nie może wcale publicznej krytyce – a często nawet zwykłemu omówieniu”.
Bardzo rozsądne słowa na temat hejtu padły w oświadczeniu redakcji portalu Gazeta.pl, która po zabójstwie Adamowicza wzywając do zaniechania nienawiści zastrzegła: „dziś, gdy każdą krytykę nazywa się >>hejtem<<, słowo to straciło swoje pierwotne znaczenie”.
Pisanie prawdy o politykach jest normalnością, a czas, gdy nazywa się hejtem każdą krytykę, to raj dla polityków nieuczciwych. Każdy polityk, który działa na korzyść interesów obcych państw, kradnie majątek narodowy czy wykorzystuje swoją pozycję do dyskryminowania innych, może ogłosić w takie sytuacji: kto mnie krytykuje, a już nie daj Boże ostro, ten chce doprowadzić do zbrodni, tak jak było z Adamowiczem.
Walka z hejtem jako kryptonim walki z polskością
Festiwal używania walki z hejtem jako nowego kryptonimu walki z Polską rozpoczął się natychmiast po zabójstwie Pawła Adamowicza. Wystarczy spojrzeć na listę nazwisk moralistów opowiadających nam w ostatnich dniach o strasznych skutkach hejtu. Znajdziemy na niej samych sprawdzonych, niezawodnych przeciwników odbudowy niepodległego statusu Polski. Stawili się jak za dotknięciem czarodziejskiej różki, jak na rozkaz.
Niemal wszyscy oni mają na swoim koncie tuszowanie tego, co stało się w Smoleńsku. Niemal każdy wiele razy stawiał wyżej interesy innych państw, niż interes Polski. Trudno tam znaleźć też takiego, który znany byłby z powściągliwego języka – niemal wszyscy startowali w ostatnich latach w wyścigu, kto bardziej upodobni Jarosława Kaczyńskiego do Hitlera oraz większego świra zrobi z Antoniego Macierewicza. Gdyż – dodajmy mimochodem - w przypadku krytyki tych dwóch polityków używanie hejtu jest normą, a argumentów dziwaczną anomalią. (…)
„Gdyby szakale mogły nauczyć się pisać na maszynie”
W tym szaleństwie jest metoda i jest nią to, o czym wspomniałem na początku. Zastąpienie hasła „polskość to nienormalność” hasłem „polskość to hejt”. Zapewne za kilka tygodni całą „Gazetę Polską” zapełnić będziemy mogli przedrukami tekstów, które oskarżać będą poszczególne składniki pisowskiej „rewolucji godności” (od dawna będącej przedmiotem ich kpin) o bycie elementami morderczego hejtu.
Obozowi postkomunistycznemu pójdzie to tym łatwiej, że wnuki jego założycieli argumenty takie mają we krwi. Przecież wszystkie one padały w czasie Światowego Kongresu Intelektualistów w Obronie Pokoju z 1948 r. Aleksandr Fadiejew, przewodniczący Związku Pisarzy ZSRR przemawiał wówczas: „Gdyby szakale mogły nauczyć się pisać na maszynie, gdyby hieny umiały władać piórem, to, co by tworzyły, przypominałoby z pewnością książki Millerów, Eliotów, Malraux i innych Sartre'ów”. Dalej było o kontynuatorach Goebbelsa…
Szakale i hieny – radzę zapamiętać te epitety walczącym dziś z naszym „hejtem”, są jak znalazł. Podobnie jak ówczesne słowa prof. Józefa Chałasińskiego o śmiertelnym niebezpieczeństwie podziału Europy na „dwa wrogie obozy zwrócone przeciwko sobie”.
Prof. Wojciech Tomasik w „Słowniku Realizmu Socjalistycznego” tak charakteryzował tę ideologię „walki o pokój”: „Hasło >>obrony pokoju<< stało się zatem narzędziem propagandowym szczególnie użytecznym, bo przemawiało do wszystkich (…). Pozwalało tworzyć i wzmacniać wspólnotę >>obrońców<<, w której każdy członek uznawać musiał autorytet >>dowództwa<< i bezwzględnie respektować wydawane nakazy. (…)>>pokój<<, o którym dużo mówiło się w Polsce lat 40. i 50., był więc kategorią zinstrumentalizowaną i zideologizowaną, służącą do realizacji strategicznych celów partii komunistycznej”.
Zamiast Kościoła Jana Pawła II „kościół pokoju”
Nie bez powodu posłużyłem się tymi cytatami. Żyjemy oczywiście w innych czasach, ale propagandowy mechanizm „walki o pokój” został znowu uruchomiony. Józef Mackiewicz kilka tomów swojej publicystyki poświęcił temu, jak za pomocą moralnego szantażu pokojem komuniści rozkładali Kościół katolicki, ale także wspólnoty religijne innych wyznań.
Skąd wiem, że teraz zostanie on użyty do wypierania odrodzonej polskości? Ten proces strona przeciwna uruchomiła już dawno. Ona tylko na pokaz wyśmiewa źródła naszej siły. W rzeczywistości prowadzi mrówczą pracę, by je zneutralizować. Od małych po wielkie.
Skoro za zagrożenie uznała obecność w polskim hip-hopie znaczącego nurtu patriotycznego, to trwają intensywne zabiegi wylansowania takich raperów, którzy sprzedawać będą w ubraniu kontestacji i podziemia ideologię TVN. Pojawił się nawet taki, który kopiując retorykę Gazety Wyborczej wyśmiewa młodzież noszącą koszulki i gadżety z Polską Walczącą, a nie są ich godni, bo piją alkohol. To rzecz jasna temat na oddzielny tekst.
Z kolei prawdziwym celem filmu „Kler” nie było smęcenie nad banalnymi grzechami księży, a dekonstrukcja dziedzictwa Jana Pawła II, o czym reżyser Wojciech Smarzowski mówił niemal wprost. To ono zostało zidentyfikowane przez tamtą stronę jako przyczyna tego, że polska tożsamość nie chce się tak łatwo rozmyć, jak stało się to w wielu europejskich krajach, a kościoły nie chcą opustoszeć. W operacji „Kler” chodziło o to, by pokolenia, które Jana Pawła II nie pamiętają, zostały uodpornione na oddziaływanie jego idei. Cała reszta przekazu filmu jest w gruncie rzeczy nieistotna.
Teraz jak w czasach opisywanych przez Mackiewicza hierarchom, podobnie jak reszcie Polaków zaproponowana zostanie konkurencja dla Kościoła Jana Pawła II – „kościół pokoju”, czyli walki z hejtem. Będzie on odwrotnością tamtego.
Przypomnijmy, co Jan Paweł II mówił o polskiej tożsamości: „Jestem synem Narodu, który przetrwał najstraszliwsze doświadczenia dziejów, który wielokrotnie sąsiedzi skazywali na śmierć – a on pozostał przy życiu i pozostał sobą. Zachował własną tożsamość i zachował pośród rozbiorów i okupacji własną suwerenność jako Naród – nie w oparciu o jakiekolwiek inne środki fizycznej potęgi, ale tylko w oparciu o własną kulturę, która okazała się w tym wypadku potęgą większą od tamtych potęg. I dlatego też to, co tutaj mówię na temat praw Narodu u podstaw kultury i przyszłości, nie jest echem żadnego >>nacjonalizmu<<, ale pozostaje trwałym elementem ludzkiego doświadczenia i humanistycznych perspektyw człowieka”.
Przekaz „kościoła pokoju” będzie odwrotnością tych słów o 180 stopni. Będzie dowodził, że nasze dziedzictwo obudzone po 10 kwietnia jest echem nacjonalizmu, przekonanie o wyjątkowości naszej kultury to morderczy szowinizm i trzeba je porzucić w imię pojednania, zakończenia wojny polsko-polskiej oraz po to, by nie było nowych morderstw.
Jan Paweł II nie opowiadał tylko o przeszłości, a polskie dziedzictwo uważał za podstawę przyszłości. Jeszcze jeden wiele wyjaśniający nam cytat: „Polacy, którzy mają tak głębokie poczucie swojej historii, mogli w oparciu o swoją kulturę, o kulturę polską, o udział w kulturze powszechnej kształtować również swoją przyszłość, bo dzieje to jest nie tylko >>wstecz<<, nie tylko przeszłość, ale także i perspektywa, także i przyszłość. Żeby mogli kształtować tę swoją przyszłość w duchu tego, kim są i na co zasługują ze względu na pracę, ze względu na swoje cierpienie, ze względu na wszystkie swoje dziejowe doświadczenia”.
„Kościół pokoju” ma kazać teraz zapomnieć o cierpieniach oraz dziejowych doświadczeniach, bo to budzenie demonów. Itd., itp.
To tylko opis ponurego spektaklu
Ktoś powie, że przeszacowuję zagrożenie. Że trzy sondaże badania opinii publicznej po haniebnym zabójstwie prezydenta Adamowicza pokazały, iż poparcie dla partii ani drgnęło. Że ci, co jeszcze przed pogrzebem upolityczniali zbrodnię szaleńca, sami sobie szkodzili. Że Polacy są na tyle racjonalni, iż nie uwierzą w karkołomne teorie o związkach pomiędzy PiS a zbrodnią. Że nie dadzą już sobą pomiatać postkolonialnym elitom. Też skłaniam się ku temu, że tak będzie. Niemniej opisanie podglebia dość ponurego spektaklu, który nas czeka, uznałem za niezbędne.
To fragmenty artykułu Piotra Lisiewicza - całość przeczytać można w najnowszym numerze tygodnika "Gazeta Polska", który 23 stycznia pojawił się w sprzedaży.
Już jutro nowy numer tygodnika "#GazetaPolska" w której piszemy https://t.co/SYzoHMqhJx.:
— Gazeta Polska (@GPtygodnik) 22 stycznia 2019
- Totalne gołąbki pokoju # Piotr #Lisiewicz
- Historia agencji, która ochraniała WOŚP - @DorotaKania2
- Szpiegowska gra Chińczyka - @GWierzcholowski
Więcej na https://t.co/ZvUGL4Jq7k pic.twitter.com/uqIdbXY6F4