Gdy Piłsudski szedł na wyprawę kijowską w kwietniu roku 1920, realizował plan zgodny z myślą geopolityczną, w której między Polską a Rosją należy zbudować wolną Ukrainę. Sojusz z Petlurą miał wymiar nie tylko militarnie doraźny, ale przecież właśnie związany z meta-strategią dotyczącą polskiej przyszłości – stabilizowania naszej Niepodległości na bezpiecznych fundamentach. Komendant tłumaczył: „Postawiłem na kartę, gram ostatnią stawkę, żeby coś zrobić na przyszłość dla Polski, choć takim sposobem osłabić możliwość przyszłej, potężnej Rosji. I jeżeli się uda dopomóc w stworzeniu Ukrainy, która będzie zaporą między nami i Rosją, Rosja na długie lata nie będzie nam groźna…” - pisze Tomasz Łysiak.
Te myśli, plany i wydarzenia związane z wojną z bolszewicką Rosją sprzed 100 laty przychodzą na myśl, gdy patrzy się na wszystko to, co dzieje się na Białorusi. Dla każdego przecież oczywistym jest, o co w istocie toczy się gra – o to, czy Rosja utrzyma Białoruś w swojej sferze wpływów. Dla nas również te wydarzenia mają ogromną wagę, choćby z racji tak licznej Polonii, choćby z racji historii sięgającej nie tylko do czasów II RP, ale i naszych korzeni, do historii wieloetnicznej I Rzeczypospolitej.
Tym, co wyznaczało naszą trajektorię geopolityczną był zawsze nasz stosunek dyplomatyczny, układ sił z dwoma żywiołami – niemieckim i rosyjskim. Gdyśmy byli skonfliktowani z oboma, zawsze wypadało to dla nas źle. W szukaniu sposobów na wyjście z sytuacji zagrożenia, obozy dawnej endecji i piłsudczyków różniły się przede wszystkim w diagnozach i pomysłach na lokowanie kierunku ewentualnych zbliżeń i sojuszy. Wierzę w trafność diagnoz Piłsudskiego. To Rosja, przepoczwarzająca się Rosja jako żywioł, była dla nas zawsze wrogiem śmiertelnym. To Rosja dokonała demontażu Polski w wieku XVIII, a Katarzyna i jej ambasadorowie poruszali główne koła młyńskie, które – przy współudziale (aktywnym) „innych szatanów” miały nas przemielić przez historię.
„Od białego caratu do czerwonego” – pisał Jan Kucharzewski. I chociaż bolszewizm przecież Rosją nie był (był jej i dzieckiem i zaprzeczeniem jednocześnie), to jednak wyrósł na jej podglebiu. A potem na jego znowu gruzach powstało nowe imperium, imperium które chętnie odwołuje się i do tradycji caratu (z dumą wspominając choćby „wypędzenie Polaków z Moskwy”) i do tradycji sowieckich (obrona Stalina i jego polityki). Na naszych oczach rozgrywa się na Białorusi kolejny dramat w cywilizacyjnym zwarciu żywiołu rosyjskiego z żywiołem zachodnio-europejskim. Dla nas, choćby przez szacunek dla wartości płynących z ruchu „Solidarności”, ale także przez wzgląd na własne bezpieczeństwo – to ważne. Powinniśmy dzisiaj stać obok Białorusinów. I żądać Wolności!