W latach 2012-2015 w CBA był stosowany podobny środek kontroli operacyjnej jak Pegasus; zakup ten uznałem za działanie zgodne z interesem publicznym, nawet w sytuacji, gdy mamy wątpliwości natury prawnej - powiedział w piątek b. szef CBA Ernest Bejda przed sejmową komisją śledczą ds. Pegasusa.
Ernest Bejda, który został doprowadzony przez policję na posiedzenie nielegalnej komisji ds. Pegasusa, ocenił, że jego przesłuchanie w całości powinno się odbywać w trybie niejawnym, ponieważ - jego zdaniem - formy, metody, środki pracy operacyjnej podlegają szczegółowej ochronie. Podkreślił też, że służby nie używały określenia "Pegasus", jednak na potrzeby przesłuchania uznaje, iż takie oprogramowanie rzeczywiście zostało zakupione.
"Oczywiście co do szczegółów nie będę się wypowiadał" - oświadczył.
W opinii świadka fakt, że wszystkie przypadki zastosowania tego rodzaju środka kontroli operacyjnej uzyskały zgodę sądu, powinien zamknąć dyskusję dotyczącą legalności jego użycia. Ponadto ocenił, że członkowie komisji nie mają prawa do oceniania decyzji sądu.
Szefowa komisji Magdalena Sroka zauważyła, że dwóch funkcjonariuszy usłyszało już zarzuty m.in. wyłudzenia zgód sądów na zastosowanie oprogramowania Pegasus. "Ten przykład pokazuje nam, że mogło dochodzić do nieprawidłowości" - oceniła. W odpowiedzi na tę uwagę Bejda podkreślił, że nie zgadza się z tą tezą.
"Taka jest różnica"
Jak tłumaczył, po objęciu funkcji szefa CBA zauważył, że wśród osób kontrolowanych przez służby coraz popularniejsze stało się korzystanie z zaszyfrowanych komunikatorów.
"Szybko przekonałem się, że stanowi to poważny problem w pracy służb specjalnych"
- podkreślił.
Dodał, że w latach 2012-2015 podobny środek pracy operacyjnej (do Pegasusa) CBA pozyskało.
"Był w latach 2012-2015 zainstalowany, używany, stosowany" - powiedział.
"W momencie, kiedy dowiedziałem się o oprogramowaniu funkcjonującym w ramach CBA, podjąłem decyzję o tym, żeby nie składać zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, dlatego, że zakup uznałem jako działanie zgodne z interesem publicznym, nawet w sytuacji, gdy mamy pewne wątpliwości natury prawnej. To jest różnica mojego podejścia wówczas po analizie tego programu i waszego podejścia, które doprowadziło do stanu, gdzie służby w Polsce utraciły narzędzie, dzięki któremu mogą w sposób skuteczny prowadzić kontrolę operacyjną"
- ocenił.
Zakup po szerokich konsultacjach
Świadek został zapytany przez szefową komisji Magdalenę Srokę (PSL-TD), kiedy dowiedział się o zamiarze zakupu systemu Pegasus.
"Dowiedziałem się wówczas, kiedy przestał funkcjonować system zwany Galileo z uwagi na to, że został zdekonspirowany"
- odpowiedział Bejda.
Według niego, głosy płynące ze służb, prokuratury i policji były jednoznaczne, że należało podjąć działania zmierzające w takim kierunku, aby służby nabyły skuteczny środek do zwalczania przestępczości.
Bejda zaznaczył, że wówczas w tym obszarze rozpoczęły się prace na ten temat.
"To nie jest tak, że ta decyzja została podjęta ad hoc. Dochodziło do roboczych spotkań, wymiany opinii i tak dalej. I w rezultacie tych spotkań powołano w marcu 2017 roku zespół składający się z ekspertów z policji, z CBA" - podkreślił świadek.
Według niego, zespół ten miał sprawdzić "możliwości zakupu, aspekty prawne, techniczne i dokonać stosownych analiz". "I od marca 2017 roku ten zespół pracował, oceniał ewentualne rozwiązania, które funkcjonowały na rynku" - zaznaczył Bejda.
Na pytanie, kto ten zespół powołał Bejda odparł, że został on powołany jego decyzją i komendanta głównego policji.
Były szef CBA podkreślił, że na koniec zespół ten wydał rekomendacje, które sprowadzały się do oceny prawnej, technicznej oraz oceny bezpieczeństwa.
"Rekomendacje te wskazywały konkretne rozwiązanie - po pierwsze jest prawnie dopuszczalne, po wtóre są możliwości techniczne, po trzecie ten środek pracy operacyjnej nie musi podlegać procedurze akredytacyjnej. To były wnioski, które w rezultacie doprowadziły do podjęcia decyzji, rzeczywiście przeze mnie, dotyczącej nabycia licencji od podmiotu zewnętrznego"
- powiedział Bejda.