Minister sprawiedliwości Adam Bodnar rozpoczął czystki w wymiarze sprawiedliwości. Najpierw próbował to zrobić w prokuraturze, teraz zaczął działać w sądach. W pierwszej kolejności chce się pozbyć kierownictwa Sądu Apelacyjnego w Poznaniu. Problem w tym, w jaki sposób to robi. "W przypadku wniosku pana Bodnara o odwołanie mnie i sędziego Mateusza Bartoszka z pełnionych funkcji w Sądzie Apelacyjnym w Poznaniu doszło do rażącego złamania prawa" - kategorycznie stwierdza w rozmowie z Niezalezna.pl sędzia Przemysław Radzik.
Procedura wszczęta przez Bodnara przebiega błyskawicznie. W poniedziałek 15 stycznia pojawił się wniosek "do kolegium Sądu Apelacyjnego w Poznaniu o wyrażenie opinii w przedmiocie odwołania z pełnionych funkcji sędziego SA Mateusza Bartoszka pełniącego funkcję Prezesa Sądu Apelacyjnego w Poznaniu oraz sędziów SA Przemysława Radzika i Sylwii Dembskiej pełniących funkcje Wiceprezesów Sądu Apelacyjnego w Poznaniu".
Równocześnie Bodnar - jak wynikało z komunikatu Ministerstwa Sprawiedliwości - zawiesił całą trójkę w pełnieniu czynności. Natomiast już dzisiaj kolegium SA pozytywnie zaopiniowało wniosek, a niemal natychmiast minister ogłosił, że w środę (17 stycznia) odwoła prezesa poznańskiego sądu i jego zastępców. To wywołało euforię mediów sprzyjających rządowi, a także części środowiska skupionego wokół stowarzyszenia Iustitia. Pamiętać bowiem należy, że sędzia Radzik to także zastępca rzecznika dyscyplinarnego sędziów sądów powszechnych i stał się dla nich "wrogiem publicznym".
W rozmaitych komentarzach zabrakło głosu najważniejszego, czyli samych zainteresowanych. Sędzia Radzik zgodził się dla Niezalezna.pl odnieść do twierdzeń Bodnara, ale również sam postawił bardzo poważne zarzuty ministrowi sprawiedliwości.
Potwierdził, że według przepisów prawa o ustroju sądów powszechnych minister sprawiedliwości może odwołać prezesa lub wiceprezesa sądu w trakcie kadencji m.in. gdy dalsze pełnienie funkcji nie da się pogodzić z dobrem wymiaru sprawiedliwości, a odwołanie może nastąpić po zasięgnięciu opinii kolegium właściwego sądu. I na to właśnie powołał się Bodnar.
Występując z takim wnioskiem, minister może zawiesić prezesa lub wiceprezesa w pełnieniu czynności. Równocześnie powierzając funkcję najstarszemu służbą sędziemu - w poznańskim SA to przewodniczący wydziału sędzia Przemysław Grajzer.
Do tego momentu nie ma sporu. Ale dalej zaczyna się problem...
Zgodnie z prawem, kolegium wyraża opinię ws. wniosku ministra po obligatoryjnym wysłuchaniu prezesa lub wiceprezesa, którego szef resortu zamierza odwołać.
"Bez umożliwienia prezesom złożenia wyjaśnień, a zatem bez zawiadomienia ich o terminie posiedzenia kolegium nie może wydać opinii"
- podkreśla s. Radzik. A on - jak nas poinformował - wysłuchany nie został. Podobnie jak prezes Bartoszek:
"Przez co pozbawiono nas ustawowego prawa do złożenia wyjaśnień w tym zakresie i co najbardziej istotne uniemożliwiało kolegium głosowanie nad wnioskiem ministra i wydanie jakiejkolwiek opinii w zakresie wniosku pana Bodnara".
"W przypadku wniosku pana Bodnara o odwołanie mnie i sędziego Mateusza Bartoszka z pełnionych funkcji w Sądzie Apelacyjnym w Poznaniu doszło do rażącego złamania prawa" - ocenił prezes Radzik.
I punktuje:
- sędzia Grajzer nie był i nie jest członkiem kolegium Sądu Apelacyjnego w Poznaniu, a zatem nie mógł głosować nad wnioskami ministra i decydować, że jego głos jak rzekomego przewodniczącego kolegium ma decydujący charakter w przypadku równej liczby głosów, tym bardziej w sytuacji, gdy głosowanie miało charakter tajny.
- zgodnie z prawem, w przypadku nieobecności prezesa, kolegium prowadzi najstarszy służbą członek kolegium, w tym przypadku prezes Sądu Okręgowego w Zielonej Górze.
- rola sędziego Grajzera ograniczała się do zwołania posiedzenia kolegium w sprawie wniosku ministra, przy czym podkreślenia wymaga, że s. Grajzer zwołał kolegium w zupełnie ekstraordynaryjnym trybie po niespełna 3 godzinach od otrzymania wniosku w dniu 15 stycznia 2024r., mimo że mógł - i moim zdaniem powinien - przedstawić ten wniosek na zwołanym wcześniej posiedzeniu w dniu 16 stycznia 2024 r .
Sędzia Radzik stwierdził, że nadal nie otrzymał odpisu wniosku ministra, ani decyzji o zawieszeniu w czynnościach wiceprezesa sądu oraz zawiadomienia o terminie posiedzenia lub posiedzeń kolegium.
"Mimo to, jak czytam w mediach, kolegium SA w Poznaniu, głosem pana Grajzera, pozytywnie zaopiniowało wniosek o odwołanie mnie, prezesa Bartoszka i wiceprezes Dembskiej z pełnionych funkcji. Swojego rodzaju pikanterii dodaje fakt, że w dniu wczorajszym, wobec niemożności zawiadomienia mnie o terminie posiedzenia, pan Grajzer zdecydował o wyznaczeniu nowego terminu na dzień 16 stycznia 2024 r. – a w tej dacie, pomimo nie zawiadomienia mnie i o tym terminie, zdecydował o głosowaniu i biorąc udział w tej nielegalnej „elekcji”, zdecydował o pozytywnym wniosku Adama Bodnara"
- relacjonuje s. Radzik.
"Wszystko to oznacza, że postępowanie SSA Przemysława Grajzera stwarza uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa nadużycia władzy przez funkcjonariusza publicznego, a w przypadku przyjęcia za miarodajne przez ministra sprawiedliwości przyjętych w ten sposób uchwał kolegium SA w Poznaniu, pan Adam Bodnar popełni to samo przestępstwo"
- podkreślił.
"Wszelkie informacje dotyczące sprawy posiadam z przekazów medialnych, w tym ze skandalicznych w formie i treści komunikatów ministerstwa sprawiedliwości z 15 i 16 stycznia 2024 r., gdzie jako przyczynę złożenia wniosku o odwołanie mnie z funkcji wiceprezesa SA w Poznaniu przywołano okoliczność, jakoby szereg podejmowanych przeze mnie czynności, jako Zastępcy Rzecznika Dyscyplinarnego Sędziów Sądów Powszechnych stanowiło nadużycie władzy"
- przekazał Niezalezna.pl sędzia Przemysław Radzik. - "Z uwagi na stygmatyzujący, a przede wszystkim nieprawdziwy charakter zawartych tam informacji zdecydowałem o wystąpieniu do Adama Bodnara z przedsądowym wezwaniem do usunięcia tych komunikatów" .