Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Szeptucha i „reforma zdrowia”. Witold Gadowski o teatrze fikcji

Gdyby w budżecie domowym zaplanować roczne wydanie 247 tys. złotych, wiedząc, że wydatki w poprzednim roku sięgnęły 293 tys., to biorąc pod uwagę inflację, drożyznę oraz trudną do oszacowania liczbę dodatkowych kosztów związanych z przedłużającą się gościną ludzi, którzy zakwaterowali się u nas z powodu faktu, że tu jest lepiej niż u nich… można jasno stwierdzić: bankrutujemy, a ktoś, kto planował wydatki, jest kompletnym idiotą.

Teraz wystarczy podane liczby zamienić w miliardy i mamy jasny pogląd na sytuację służby zdrowia w Polsce. Sama obsługa zdrowotna – darmowa oczywiście – przebywających w Polsce Ukraińców powoduje koszty przekraczające – w ciągu ostatnich trzech lat – 5 mld zł. Pandemiczne windowanie zarobków lekarzy ma swoje kolejne konsekwencje. Deficytowa – już w samym złożeniu – służba zdrowia w Polsce bankrutuje. I na nic zdaje się łupienie jednoosobowych działalności gospodarczych wprowadzone jeszcze w czasach Morawieckiego, z którego rządy Tuska korzystają pełnymi garściami. Po prostu dojna krowa zdycha – mali przedsiębiorcy masowo likwidują swoje działalności i haraczu spływa do budżetu NFZ coraz mniej.

Trwa za to polityczny teatr fikcji. Kolejni ministrowie i ich pomagierzy przekonują, że z samego mieszania powietrza da się wygenerować naprawę polskiego systemu zdrowia. Można zauważyć ciekawą prawidłowość: nasza służba zdrowia w bankrutujących szpitalach zatrudnia coraz bogatszych lekarzy, a patologie utrzymywanego z coraz większym trudem przez podatników systemu puchną. Nie rozumiem przy tym hojności polityków dzielących zdrowotną biedę wobec obcych ludzi, którzy w żaden sposób nie przyczyniali się do tworzenia budżetu zdrowotnego.

Mój znajomy ostatnio, w sposób skomplikowany, złamał nogę. Jako że jest ubezpieczony, trafił do najlepszego szpitala w Krakowie. Tam jednak czekał na operację dwa tygodnie. Dlaczego? Bo pan ordynator miał swoją prywatną kolejkę pacjentów i operowano przede wszystkim tak naznaczonych nieszczęśników. W końcu zniecierpliwił się i zagroził strajkiem głodowym, wtedy łaskawie zoperowano mu nogę i jako tako nastawiono złamane kości.

Przy tej okazji wyszło na jaw, że nadal w państwowych szpitalach, dotowanych potężnie z naszych składek (NFZ), działają prywatne księstwa lekarzy i ci krezusi tuczeni publicznymi pieniędzmi nadal traktują państwowe szpitale jako okazję do dodatkowych – zupełnie prywatnych – zarobków. Niby wszyscy o tym wiedzą, ale wokół trwa zmowa milczenia, bo każdemu z tego procederu coś skapuje.

Jednym słowem – polska służba zdrowia to temat na poemat, a zarządzanie ochroną zdrowia przez Tuska i jego kompanionów to opowieści sięgające czasów, gdy jedna kobiecina, przez zrządzenie losu posłanka PO, proponowała dziwacznemu żigolo rodem z CBA „kręcenie lodów” na prywatyzacji szpitali, a złapana niemal za rękę, stwierdziła, że to nie jej rączka, i widowiskowo się rozspazmowała, co pozwoliło jej uniknąć konsekwencji złodziejskiego polityczno-kolesiowskiego myślenia.

Wydaje się, że jedyny prawdziwy program, jaki niezmiennie serwuje Polsce zgraja skupiona wokół Tuska, to doprowadzenie do plajty najlepszych placówek szpitalnych, a potem przejmowanie ich za bezcen przez kolesi. A jak ktoś zachoruje… to niech idzie do szeptuchy.  

Źródło: Gazeta Polska

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane