Każda kolejna rocznica majowej konstytucji z roku 1791 przypomina, że od kilku stuleci toczymy ciągłą walkę o kształt i suwerenność polskiego państwa. W walce tej grają zarówno sprzeczne w kierunkach i interesach stronnictwa polskie, wewnętrzne, jak i obce mocarstwa i potęgi. Słynna rycina, na której zobrazowano rozbiory Polski – trzech władców potęg zaborczych (Prus, Austrii i Rosji) dzieli się łupem nad mapą Rzeczypospolitej – ma sens ponadczasowy. Żywioły niemiecki i rosyjski były i są aktywne do dzisiaj na polu wtłaczania kraju nad Wisłą w obszar „peryferiów”, nad którymi uzurpują sobie władzę i wpływy. Konstytucja 3 maja w symboliczny sposób, od 1791 roku aż do dzisiaj, porusza więc umysły polskich patriotów – jest symbolem oporu wobec drapieżnych sąsiadów i wiary w siłę Polski prawdziwie wolnej, silnej i niezależnej.
Obchody rocznicy Konstytucji 3 maja w 1946 roku w Krakowie zamieniły się w krwawe wydarzenie, które w niektórych mieszkańcach budziło najgorsze skojarzenia z niedawnego czasu wojny. Zezwolenia na oficjalne uroczystości nie było, ale ludzie wychodząc z kościołów po mszy, spontanicznie zaczęli manifestować. Studenci, młodzież i harcerze utworzyli pochód. Wznoszono hasła za Mikołajczykiem i zawierające żądania powrotu do Polski Lwowa i Wilna. To oczywiście było za wiele dla ludowej władzy. Pochód został zatrzymany przed ulicą Grodzką. Funkcjonariusze Milicji, UB i KBW (część z nich była na koniach) zaczęli odgradzać i spychać tłum.
W pewnej chwili zaczęto też strzelać. Akcją dowodził szef UB w Krakowie Jan Frey-Bielecki. To z jego samochodu pluł ogniem czterolufowy karabin maszynowy. Na krakowski bruk polała się krew. Byli ranni i podobno zabici. Ich tożsamości jednak nigdy nie udało się ujawnić – pozostanie więc też zapewne kwestią domysłów, ile osób poniosło wówczas śmierć. Studentów rozpędzano, natychmiast zaczęto też aresztowania. Następnego roku święto 3 maja w ogóle zniknęło z peerelowskich kalendarzy. Nie zniknęło jednak z umysłów i dusz Polaków. Manifestowano także wtedy, gdy było to zakazane – choćby w latach 80., wtedy demonstracje te rozpędzało ZOMO.
Wpływy rosyjskie
Ale przecież i wcześniej w naszych dziejach wielokrotnie odwoływano się do tradycji świętowania rocznicy konstytucji – była ona obowiązkowym elementem kalendarza patriotycznego. Co w tym było najważniejsze? Bez wątpienia fakt, że – poza konkretnym kontekstem historycznym – dawała ona asumpt do myślenia dotyczącego procesów, zjawisk, symboli. Pierwszym aspektem była tu bez wątpienia kwestia rosyjska. Głównymi architektami rozbiorów były Prusy i Rosja, ale to rola Petersburga, a potem Moskwy najmocniej ciążyła na całej wielowiekowej historii ograniczania i zabierania polskiej suwerenności, i to już od pierwszych dekad XVIII wieku. Caryca Katarzyna jest pierwsza w poczcie rosyjskich władców, którzy na Polskę szczególnie się zawzięli, ale przecież po niej przychodzili kolejni – choćby car Mikołaj czy Aleksander II. Potem mieliśmy bolszewików i Sowietów, „czerwonych carów”, którzy Polaków mordowali bez zastanowienia, setkami tysięcy (vide ciągle zbyt mało przypominane ludobójstwo dokonane na Polakach w latach 1937–1938 przez NKWD).
Targowica w obronie „wolności”
Konstytucja 3 maja, jako sprzeciw wobec zaborczej polityki rosyjskiej, doczekała się natychmiastowej reakcji kierowanych ręką carycy targowiczan.
Ledwie wybrzmiały echa pierwszej fety z okazji rocznicy uchwalenia trzeciomajowej ustawy zasadniczej, ledwie wmurowano kamień węgielny pod warszawską Świątynię Opatrzności, ledwie przebrzmiały oklaski i wiwaty na cześć króla i konstytucji na Krakowskim Przedmieściu i Nowym Świecie, ledwie zdjęto kwiaty z rusztowań i bram tryumfalnych, gdy doszło do wojny z Rosją. Minęły tylko dwa tygodnie od święta, a już trzeba się było mierzyć z konsekwencjami próby ratowania kraju – Moskale wkraczali z olbrzymią armią. Z nimi szła targowica, przedstawiciele konfederacji zawiązanej pod okiem, berłem i nadzorem carycy. Szczęsny-Potocki, Rzewuski czy Branicki to nazwiska, które obarcza nuda podręcznikowych opisów, a przecież za ich zdradą czai się ciekawa opowieść o manipulacji umysłami, o tym, jak się lepi duszę zdrajcy, jak się niszczy moralnie człowieka i jak łatwo postępuje upadek wraz z jednoczesnym budowaniem racjonalnych usprawiedliwień wszelkich podłości, a wręcz takiego odwrócenia sensów i znaczeń, że zdrajcy zaczynają czuć się bohaterami, obrońcami „wolności”.
Ukazywanie Konstytucji jako dzieła antyliberalnego, uderzającego w tradycyjne wartości wolnościowe fundujące pień aksjologiczny Rzeczypospolitej, to majstersztyk diabolicznej pracy propagandowej stanowiącej podglebie działań konfederatów wjeżdżających do Polski w 1792 roku. To targowica mieniła się „obrończynią wolności” – co dzisiaj wydawać się może jakimś absurdalnie brzmiącym żartem.
„Ludzie honoru”
To odwracanie sensów i znaczeń dokonywało się w naszej historii wielokrotnie, także w dziejach najnowszych. Oto bowiem w czasie przełomu lat 1989/1990 i tzw. transformacji ustrojowej doświadczyliśmy czegoś podobnego. Jeszcze w czasach stanu wojennego dla każdego jasne było, jak się definiuje obóz zdrady, a jak obóz patriotyczny, jednak transformacja te pojęcia wywróciła. Jaruzelski został prezydentem, a po magdalenkowych i okrągłostołowych wódeczkach z Michnikiem i Wałęsą nie tylko się ze skrzydłem przyjaznym sobie w Solidarności dogadał, lecz wręcz przeszedł proces ubrązawiania, aż do stania się „człowiekiem honoru” i przyjacielem Michnika. Ujawniony kilka lat temu film, na którym widać naczelnego „Wyborczej” wizytującego twórcę stanu wojennego w jego własnym domu, całującego go, obściskującego i sypiącego komplementami – niektórym, młodszym obserwatorom sceny politycznej, mógł się wydać szokujący. Ale dla każdego, kto pamięta trwającą na łamach „GW” przez długie lata kampanię „odwracania kota ogonem” i robienia z ludzi dawnego systemu, Kiszczaków i Jaruzelskich – patriotów i osoby, którym za „demokratyzację” Polski miałaby się należeć jakaś wdzięczność – nie stanowiło to jakiegoś novum. Raczej po raz kolejny można się było zżymać i wzdychać nad losem Polski.
Rozbiory i reset
Rzecz jednak w tym, wracając do ciągle żywych idei związanych z kontekstami Konstytucji 3 maja, iż wiąże się z nią właśnie ta nieustająca opowieść o polskim obozie patriotycznym i polskim obozie zdrady narodowej. Przy czym, żeby było jasne, wcale nie jest takie oczywiste, że są one łatwo definiowalne. Po pierwsze, przez niejednorodność ludzkich życiorysów i postaw (ileż to mieliśmy przypadków „dobrych okresów” w życiorysie znanych Polaków i tych złych, ciemnych, o których słuchać trudno). Po drugie, przez prosty fakt związany z tym, iż częstokroć zdrada dokonywana była nie w świetle reflektorów i jawnie, ale – co oczywiste – po cichu, przy brzęku i poblasku moskiewskich srebrników. Lektura wspomnień posła rosyjskiego w Polsce, Jakoba Sieviersa, który w pamiętnikach notował, „jak dokonał II rozbioru” – jest wstrząsająca z powodu listy wypłat: nie tylko dla króla Poniatowskiego, lecz także dla posłów na sejmie grodzieńskim. I jest wstrząsająca także z racji opisu upadku moralnego Polaków wspierających Moskali, a czyniących to w nimbie „obrońców ojczyzny”.
Chyba ten element wydaje się najbardziej interesujący, także gdy przyłożymy sobie konteksty końca XVIII wieku do Polski współczesnej. Oto okazuje się, że i dziś w ramach tzw. resetu oraz wcześniej jeszcze trwającej patologii transformacyjnej – Polska była pozbawiana suwerenności na rzecz Rosji przez sieć działających od dekad układów politycznych i powiązań z dawnymi służbami, nigdy nieoczyszczonych (wystarczy poczytać „Trylogię służb” prof. Cenckiewicza, żeby to zrozumieć). Środowiska polityczne o takich korzeniach sprawują dzisiaj władzę w Polsce i stroją się w piórka… „obrońców demokracji”!
Przed ideą Konstytucji
Co leży po drugiej stronie? Co powoduje wściekłość kolejnych pokoleń targowicy? To obóz patriotyczny, dążący do reform i wzmocnienia państwa.
Najprostszym podsumowaniem celu uchwalania Konstytucji w roku 1791 było uratowanie Polski przed upadkiem i wzmocnienie jej (polityczne, ekonomiczne, wojskowe). Próba wzmacniania naszej Ojczyzny wywołuje zaś nieodmiennie u Niemców (wcześniej Prusaków) i Rosjan wściekłość i szukanie sojuszników swojej sprawy w stronnictwach polskich. Konstytucja, jako sworzeń polskiej myśli o budowie silnego państwa, spotkała się z natychmiastową reakcją. Sprowokowała wręcz tę agresję (notabene część historyków obarcza właśnie twórców majowej ustawy częściową winą za dwa rozbiory po niej następujące, będące więc de facto jej konsekwencją).
Sto lat po uchwaleniu Konstytucji w Warszawie próbowano świętować jej rocznicę. Wobec zakazów zgromadzeń – robiono to po cichu. Uczestniczono w uroczystych Mszach świętych (m.in. u św. Jana ) lub gromadzono się w… Ogrodzie Botanicznym, tam gdzie niegdyś wmurowano kamień węgielny pod budowę Świątyni Opatrzności. W owych ruinkach umieszczono na ścianie tekst Konstytucji. Przychodzili z całej Warszawy młodzi ludzie, studenci, mieszkańcy stolicy. Wszyscy zdejmowali nakrycia głowy z szacunku wobec sprawy, o której myśleli. Obserwowały to patrole rosyjskie, jeden z żołnierzy zapytał wprost:
– Przed kim zdejmujecie czapki?
– Przed ideą Konstytucji – odpowiedział jakiś młody człowiek.
Wezwany na miejsce oberpolicmajster Klejgels przyjechał do Ogrodu i zdumiony patrzył na dziwaczne w jego mniemaniu zbiegowisko Polaków, uśmiechnął się pod nosem i rzekł: „Wot kakaja ideja chodit’ s otkrytymi gołowami!”. Nie rozumiał, nie wiedział, że Polacy oddają cześć Ojczyźnie ze snów – mocnej i suwerennej. Prawdziwie wolnej. Bo to o niej nam od ponad dwóch stuleci opowiada tekst Ustawy Zasadniczej z 3 Maja 1791 roku.
#GazetaPolska: Amerykanie sygnalizują obawy przed rosyjskimi wpływami w polskich służbach wojskowych https://t.co/kV79F7yw6H
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) May 2, 2024