Premier apelował dziś, by nie protestować na ulicy w czasie epidemii, na co "Strajk Kobiet" odpowiedział... zapowiedzią kolejnego protestu. W piątek ma się odbyć "marsz na Warszawę". Organizatorzy wysłali też konkretne instrukcje potencjalnym uczestnikom strajku - żeby nie przyjmowali wystawianych im mandatów.
- Będziemy startować z trzech miejsc w Warszawie. (...) To są aleje Ujazdowskie przed KPRM, bo Morawiecki powiedział, żeby w niego uderzać, a nie w innych, więc idziemy. Dalej Plac Zamkowy (…) i Plac Zawiszy - najbliżej siedziby zła, czyli siedziby PiS. Gdzie pójdziemy, to się okaże
– ogłosiła dziś Agnieszka Czerederecka ze "Strajku Kobiet".
"Strajk Kobiet" zaapelował także do uczestników piątkowego wydarzenia, aby... nie przyjmować mandatów. Czyżby organizatorzy już wiedzieli, że dojdzie do łamania prawa, bo tylko w takim przypadku mandaty są wystawiane?
Klementyna Suchanow dodała ponadto, aby zgłaszać "akty agresji", jeśli takie pojawią się na marszu. Jak wyjaśniła, "możemy spodziewać się prowokacji, ponieważ widać w ostatnich dniach, że takie sytuacje zaczynają się pojawiać". Mogła mieć tu na myśli akcję kibiców Lecha Poznań, którzy nie użyli najmniejszej siły, a i tak strajkujący, którzy wcześniej krzyczeli "To jest wojna", uciekali w popłochu...
Mówiąc o planie na kolejne dni, przekazano, że w poniedziałek planowane są kolejne blokady miast, a w środę "łańcuch solidarności" - manifestacje w mniejszych miastach w celu wsparcia organizatorów protestów. Wygląda na to, że organizatorzy protestów nie zamierzają posłuchać apeli, by unikać zgromadzeń w czasie szalejącej epidemii koronawirusa.