Jak już informowaliśmy, ze źródeł zbliżonych do śledztwa wynika, że Stefan W. zeznał, iż dzień po zwolnieniu z więzienia próbował wedrzeć się w nocy na teren Pałacu Prezydenckiego w Warszawie. Przyjechał do stolicy, ponieważ – jak tłumaczył – „chciał zrobić coś dużego, o czym wszyscy będą mówić”. Do sprawy odniósł się rzecznik prasowy Służby Ochrony Państwa dementując te doniesienia.
Z najnowszych informacji wynika, że w toku śledztwa ws. zabójstwa Pawła Adamowicza prokuratura wystąpiła o zabezpieczenie monitoringu sprzed Pałacu Prezydenckiego.
Odnosząc się do nieoficjalnych informacji ze śledztwa sugerujących, że Stefan W. chciał dostać się do siedziby głowy państwa, rzecznik prezydenta Błażej Spychalski stwierdził, że taka sytuacja nie miała miejsca.
To, co mówi Stefan W. nie ma pokrycia w rzeczywistości .
- oświadczył Spychalski.
Oświadczenie w tej sprawie wydała również Służba Ochrony Państwa.
Nie było próby wtargnięcia na teren Pałacu Prezydenckiego.
- poinformował rzecznik prasowy Służby Ochrony Państwa ppłk Bogusław Piórkowski.
O swoich planach Stefan W. miał opowiadać koledze z więzienia, którego spotkał po wyjściu na wolność. Wspominał mu o zamachu. Odgrażał się, że dokona czegoś, „co będzie słynne na cały świat”. O tym, że „zrobi wielkie wydarzenie w Warszawie”, miał opowiadać również rodzinie.
Zgodnie ze swoją relacją Stefan W. miał odwiedzić Warszawę wcześniej niż rodzinny dom. Bezpośrednio z więzienia, w którym spędził pięć i pół roku za napady na banki, kazał się zawieźć taksówką na lotnisko i przyleciał do stolicy. W kasynie przegrał dwa tysiące złotych, które odebrał z więziennego depozytu.
Jak zeznał, około trzeciej w nocy przyszedł przed Pałac Prezydencki. Chciał się dostać na jego teren. Nie zdołał sforsować ogrodzenia i ostatecznie zrezygnował. Rano wrócił „na gapę” pociągiem do Gdańska.